Michael Jackson – wspomnienie fana
To będzie bardzo osobisty tekst, bo też był taki czas w moim życiu, kiedy Michael Jackson był najważniejszy z wszystkich, był wręcz jedyny! Reszta się nie liczyła… Podejrzewam, że dziś na świecie płacze wiele milionów ludzi, w tym ja, nawet jeśli rozumiem, że to trochę dziwne, bo to przecież żadna rodzina ani znajomy. A jednak – Jackson był artystą totalnym i bardzo często fanów miał również totalnych, bezgranicznie oddanych. Swego czasu byłem jednym z nich. Miałem wtedy 14-15 lat, znałem wszystkie jego taneczne ruchy (no, może z Moonwalkiem miałem małe problemy), spędzałem wiele godzin oglądając jego koncerty i maniakalnie uczyłem się wszystkich tanecznych patentów, mama miała pretensje o te charakterystyczne ruchy dłoni w okolicy krocza… O plakatach na wszystkich ścianach i płytach słuchanych w kółko nie muszę wspominać – to była norma, jeśli ktoś był fanem. Pamiętam jak martwiłem się, że „Heal The World” nie dotarło do TOP 10 amerykańskiej listy przebojów – przeżywałem to chyba tak samo mocno, jak sam Jackson…
No właśnie – wtedy, po wydaniu płyty „Dangerous” w 1991 roku, po najdroższych teledyskach w historii: „Black Or White” i „Remember The Time” z udziałem Eddiego Murphy’ego, kariera Jacksona zaczęła się załamywać – single już nie dochodziły do szczyt list przebojów, potem było już tylko gorzej. Świat zaczął się od niego odwracać, zapewne głównie z powodu kontrowersyjnych operacji plastycznych, które uczyniły z niego białego człowieka z dziwnym nosem. W dobie Internetu Jackson właściwie stał się pośmiewiskiem, przestano traktować go poważnie, jego dziwactwa i oskarżenia o molestowanie dzieci spowodowały, że stał się nie tylko niemile widziany, ale też niemile słyszany – dziś po jego śmierci (śmierci? Jacksona? Wciąż nie mogę w to uwierzyć), wszystkie polskie rozgłośnie wałkują jego największe hity, ale warto zaznaczyć, że w ostatnich latach, mimo ogromnego potencjału jego muzyki, nie grano go w ogóle, bo „przeciętny badany słuchacz go nie lubił, był przecież jakiś dziwny”.
Warto jednak zwrócić uwagę na to, co było wcześniej – zaczął karierę już w wieku kilka lat w Jackson 5, co wiązało się z wieloma stresami, w związku z apodyktyczną naturą jego ojca. Solowo ruszył, i to ostro, w 1979 roku, jego płyta „Off The Wall” opisana jest na discogs jako Disco – można więc również postrzegać Jacksona jako jednego z pionierów muzyki tanecznej, jednego z artystów, którzy tworzyli też brzmienie „balearic sound” na Ibizie – wtedy grał się tam „dobry pop”, w tym numery Jacksona. Trzy lata później ukazał się „Thriller”, który już na zawsze zostanie najlepiej sprzedającym się albumem w historii ludzkości – około 100 milionów sprzedanych egzemplarzy to wynik już nie do pobicia, łącznie Jackson sprzedał prawie 800 milionów płyt! Pomińmy jednak szczegóły i statystyki, skupmy się na świetnej muzyce, którą serwował razem z nieocenionym Quincy Jonesem – odpowiedzialnym za nowatorskie brzmienie albumów „Thriller” i „Bad”. Beat w „Billie Jean” do dzisiaj brzmi soczyście i świeżo, niektórzy uznają ten utwór za pierwszy kawałek housowy. Podobnie potężnym parkietowym killerem jest „Wanna Be Startin’ Something”, samplowany wiele razy przez artystów tanecznych. Przeboje z „Bad” już pewnie znacie lepiej – jest ktoś, komu nie podoba się np. „Smooth Criminal”?
Mam nadzieję, że nikt z Was nie krzywi się na artykuł o Jacksonie w tym miejscu, jego muzykę w końcu można nazwać taneczną, brzmienia Quincy Jonesa były w tamtych czasach naprawdę przełomowe. To był Timbaland (co najmniej) tamtych czasów, a sam Jackson był fenomenem nie tylko muzycznym, ale kulturowym. W wielu dziedzinach był pionierem – nikt przed nim ani po nim nie nagrał takiego albumu jak „Bad”, z którego WSZYSTKIE (poza jednym bodajże) utwory zostały wydane na singlach i rządziły na wszystkich światowych listach. To on pierwszy zaczął aż tak wielką uwagę przywiązywać do teledysków, od czasu horroru pod tytułem „Thriller” każdy kolejny klip Jacksona był „najdroższy w historii”, każdy też był po prostu krótkim filmem fabularnym. To on przeprowadził świat z niewinnej ery telewizorów z trzema kanałami w nowoczesną erę popkultury, która potem pozbyła się go w brutalny sposób, zapominając o wielkim wkładzie, jaki wniósł w jej rozwój.
Do fascynacji Jacksonem przyznają się tysiące artystów na całym świecie, każdy, kto interesuję się muzyką na poważnie, ma do niego ogromny szacunek – co widać nawet po Waszych wpisach na forum FTB. Opisy gg wielu moich znajomych (słuchających od house’u, trance’u, rocka, po techno, electro czy drum’n’bass) dają do zrozumienia, że MJ nie był im obojętny. Jeden z nich napisał mi „Dziwnie, że umarł, on nie powinien w ogóle umierać, jak Statua Wolności”. Nie będę pisał, że dzięki swojej muzyce zostanie z nami na zawsze, bo akurat dziś wcale mnie to nie pociesza 🙁 🙁
____________________________________________
kilka wypowiedzi z Twitterów:
Felix Da Housecat:
Dziękuję wszystkim, którzy podłączają się do hołdu dla Michaela, płaczę cały dzień.
Sander Kleinenberg:
Właśnie skończyłem imprezę w Tel Avivie kawałkiem Jacksona „Rock With You” i twarzą MJ na ekranach… Odszedł zbyt wcześnie, oczywista legenda, i inspiracja…
P.Diddy:
Michael Jackson pokazał mi, że można „zobaczyć beat”. On powodował, że muzyka ożywała. Dzięki niemu uwierzyłem w magię. Będę za nim tęsknił!
Steve Angello:
Wiem, że robił złe rzeczy, ale był muzycznym pionierem. Michaelu Jacksonie, będziemy cię pamiętać.
QTip:
Nie ma lepszego od brata Michaela.
Snoop Dogg:
Spoczywaj w spokoju MJ, teraz pokażemy ci trochę miłości.
Paul van Dyk:
Bez względu na to, co mówią o nim ludzie, był prawdziwą ikoną, jeśli nie najbardziej inspirującą postacią naszej generacji.