Tania produkcja muzyczna czyli Cockos Reaper
Od jakiegoś czasu kusi mnie, by stworzyć serię tekstów traktujących o taniej produkcji muzycznej. Część pierwsza będzie dotyczyła REAPERA (z angielskiego Rapid Environment for Audio Production, Engineering, and Recording), aplikacji która podobnie jak FL studio, wyrosła spod ziemi, by wstrząsnąć rynkiem. Ok, może nie wstrząsnąć, ale jeśli ktoś ma głowę na karku i potrafi porównać funkcjonalność programów audio, dawno już powinien rzucić okiem na dziecko firmy Cockos…
Dlaczego? Wielu użytkowników Cubase’a i Sonara, porzuciło swoje dawne programy ze względu na dużo lepsze zarządzanie zasobami komputera przez Reapera. O ile na Kiełbasie nie miałem przyjemności pracować, to Sonar kojarzy mi się z wiecznymi zwiechami i pierdzącą kartą dźwiękową. Może miałem pecha, ale skłania mnie to tylko ku stwierdzeniu, że im mniejsza ekipa programistów, tym lepszy produkt. Nad dopracowaniem „żniwiarza” czuwa malutka grupa ludzi, która nad wszystko inne stawia stabilność i szybkość działania.
Faktycznie w tej kategorii Reaper góruje nawet nad najdroższymi aplikacjami. Nie rozwodząc się nad technikaliami, mamy wszystko co nam potrzebne do szczęścia – szczegóły na stronie producenta (64 bitowe audio, wsparcie dla systemów i wtyczek 64 bitowych, pełna kontrola midi, masa masa i jeszcze raz masa darmowych wtyczek). Podkreślam: wszystko! Jeśli chodzi o ciekawostki:
-
Ścieżki nie dzielą się na typy. Wszystko odbywa się automatycznie – grupy tworzymy jednym kliknięciem, podobnie jest z wysyłkami.
-
Aplikacja ma nieprawdopodobne możliwości jeśli chodzi o routing audio i midi. Praktycznie wszystko możemy tutaj potraktować np sidechainem, nawet jeśli w innych DAWach wtyczka nie oferowała takich opcji.
-
Funkcjonalność węzła, znana z profesjonalnych aplikacji. Umożliwia wysłanie sygnału po sieci LAN do innej stacji roboczej w celu odciążenia komputera głównego.
-
Specjalnie na potrzeby REAPERA zaprogramowano most VST umieszczający każdą wtyczkę w osobnej przestrzeni RAM. W połączeniu z wersją x64 całej aplikacji, daje nam to praktycznie nieograniczone możliwości i 100% stabilność.
Do głównych wad Żniwiarza należy dość wysoki poziom skomplikowania. Niewykluczone, że początkujący użytkownik będzie musiał się nieźle napocić, by ogarnąć położenie istotnych funkcji programu. Jest na to rada – czterystu stronicowa pięknie ilustrowana i opisana instrukcja wraz z praktycznymi przykładami zastosowania (pdf, oczywiście po angielsku) oraz Cockosowa Wiki. Brakuje biblioteki gotowych sampli, dołączanych teraz do praktycznie każdego programu audio. Z drugiej strony spora część użytkowników i tak nie zawraca sobie nimi głowy tylko „kupuje” Vendżensy… Wielbiciele wodotrysków również nie będą zachwyceni. Wygląd samego programu można zmieniać praktycznie do woli (motywy, pływające okna itp itd), ale wtyczki dołączone do niego, choć jakościowo cudowne, wyglądem przypominają raczej kolejne okna konfiguracji systemu Windows.
Pamiętajmy jednak, że to nie przeznaczona początkowo dla szarych mas Frutitolla ani będący pośmiewiskiem w branży Ejay, tylko pełnoprawny profesjonalny program. Nie jest to na pewno samograj, pytanie brzmi tylko: to dobrze czy źle? Nie odpowiem Wam na nie, wiem natomiast, że opcji automatycznego układania melodii tu nie znajdziecie.
Wszystko to w pliku instalacyjnym wielkości… Albo nie. Sprawdźcie sami. Ceny też nie podam! Podtrzymujcie tylko szczęki, bo mogą się nieco poluzować, niejednemu staremu wyjadaczowi już chyba odpadła 🙂
A lada dzień, darmowe lub bardzo tanie VSTki.