News

Recenzja FTB: Aeroplane – 'We Can’t Fly’

O fortunie oraz muzycznych wzlotach i upadkach. Jeszcze kilka miesięcy wstecz wydawało się, że Aeroplane jest na najlepszej drodze do sukcesu w „alternatywnym mainstreamie”. Nie gasnący entuzjazm wywołany kolejnymi remiksami, jubileuszowy Essential Mix – „Brakowało tylko błogosławieństwa Pitchforka” – powiedzieliby co bardziej złośliwi.

Jednak przed wydaniem debiutanckiego albumu okazało się, że projekt opuścił Stephen Fasano i obraz Aeroplane będzie odtąd tworzył wyłącznie Vito de Luca. Oczywiście na kilka tygodni przed premierą trudno szukać przyczyn rozłamu w poziomie i stylu płyty, ale te doniesienia dokładają tylko goryczy do zawiedzionych oczekiwań. A te były wielkie. Hype skutecznie, ale i zasłużenie, rozdęły świetne, kreatywne remiksy, niezmiennie wyjątkowo wyrównane artystycznie, podobnie jak kilka EP-ek, na czele z tytułowym „We Can’t Fly”, wydanym tuż przed wakacjami. Nawiasem mówiąc, numer ten trafił nawet do kilku polskich rozgłośni, w tym Radia Roxy, chociaż prowadzący aż nadto przyzwyczaili się do tego, że Aeroplane było duetem.

To wszystko sprawiło, że „We Can’t Fly”, jednak już w tej blisko pięćdziesięciominutowej, długogrającej postaci, irytuje nawet bardziej. Płyta bowiem kompletnie rozmija się z dotychczasowym brzmieniem Aeroplane. Brak tu wyczucia, które w bezpiecznej odległości trzymało reaktywowane disco od kiczu; fantazji, która popowy numer Robbiego Williamsa ubierała w eteryczną otoczkę; w końcu – odwagi przejawiającej się w zestawieniu zardzewiałego Italo disco z muzyką Aphex Twina. A może tej odwagi jest tu zbyt wiele? Może de Luca za bardzo wczuł się w rolę lidera nurtu i uwierzył w bezkrytycznego odbiorcę? W końcu wszelkie próby wskrzeszenia disco cieszą się ostatnio przychylnym okiem krytyków. Chaotyczne swatanie go z agresywnymi gitarowymi riffami czy klasycznymi partiami smyczkowymi jednak podobać się już nie może.

Dwa najlepsze utwory na płycie znane były na długo przed jej premierą. „We Can’t Fly” był wprawdzie singlem promującym album, jednak występujące w tej samej roli trzyletnie „Caramellas” to niewątpliwa porażka autora. Do tego poziomu udało się zbliżyć tylko kilku kawałkom. Dla żywego „My Enemy” wybrano jednakże dość niewdzięczne miejsce na płycie, „We Fall Over” brzmi po prostu jak numer Au Revoir Simone – dodajmy – całkiem dobry numer, a „Superstar” z zaklętym w vocoder wokalem zbyt ochoczo podchodzi do głównego nurtu. Jak na supergwiazdę przystało, jest jednak przy tym prawdziwie przebojowe. Poza utworem tytułowym zdecydowanie brakuje nieopuszczającego groove’u, prób instrumentalnych (na miarę „Pacific Air Race (Dub)”), a disco z debiutanckiej płyty Aeroplane za rzadko skłania się ku house’owi.

„We Can’t Fly” sygnalizuje nowy kierunek w karierze Vito de Luki. Wkrótce może się okazać, że muzyk w poszukiwaniu artystycznego spełnienia jeszcze bardziej odsunie się od wpływów świata elektronicznych brzmień, a jedynym elementem, który wciąż będzie go z nim łączył, zostaną klubowe sety. Wówczas pozostaje mieć tylko nadzieję, że nie straci drygu do remiksów, a w radiu częściej będzie przypominał o sobie utworami, którym bliżej będzie do „We Can’t Fly” niż „Good Riddance”.

 




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →