Zjawiska 2010: Dubstep dla kobiet?
Można się nieźle uśmiać obserwując na wszelkich forach czy w komentarzach na youtube wszystkie śmiertelnie poważne dyskusje w rodzaju „Jaki dubstep, głąbie? To wcale nie jest dubstep!”, które dotyczą najnowszych produkcji Bengi i Skreama, a także ich wspólnego projektu Magnetic Man. Fanatycy gatunku (nie tylko tego zresztą) do końca świata będą bronić swoich brzmień przed uproszczeniami, melodyjkami, słowem przed wszystkimi zabiegami kojarzącymi nam się z popem.
Świat jest jednak taki, jaki jest i każdy undergroundowy gatunek muzyczny wcześniej czy później będzie pchał się w kierunku list przebojów. Albo spece od marketingu zaczynają nachodzić coraz bardziej wybijających się artystów i kusić apetycznymi czekami, albo sami twórcy pewnego dnia stwierdzają, że dosyć kiszenia się w podziemiach i robienia dobrze ortodoksom za marne pieniądze. Nie lepiej zrobić światową karierę, być jeszcze bardziej znanym, mieć jeszcze więcej sławy i pieniędzy? To oczywiście szerszy temat – dotyczy zarówno Armina, Szwedzkiej Mafii, jak i wspomnianych wyżej pionierów dubstepu.
Z jedną różnicą – dubstep to coś stosunkowo nowego, więc w przeciwieństwie do trance’u i house’u nie miał wcześniej swojej bardziej przyjaznej dla ucha, popowej odmiany. Czyli idąc dalej tym tropem można stwierdzić, że Benga i Skream produkując melodyjne, klubowe killery z wokalami, mniej lub bardziej czerpiące z dubstepowych rytmów i brzmień, wymyślają jednak coś nowego.
Jak zawsze w takich przypadkach z rezultatami bywa różnie – jednych się nie da słuchać, a inne … prawdopodobnie zostaną z nami na długo. Mam tu na myśli głównie trzy numery: „I Need Air” Magnetic Man (Skream + Benga + Artwork z wokalem Angeli Hunte) i „On a Mission” Katy B – kawałek wyprodukowany przez Bengę i jeszcze jeden numer z Katy B przed mikrofonem – „Perfect Stranger” Magnetic Man. Na pierwszy rzut ucha wydają się zanadto przesłodzone, ale z perspektywy czasu chyba można uznać, że to po prostu parkietowe zamiatacze z chwytliwymi motywami, które równie dobrze mogłyby się znaleźć w zamiataczach np. housowych.
Właśnie – czy tego chcecie czy nie – przechodzą do klubowej historii, takie beaty już zawsze będą nam się kojarzyć z 2010 rokiem. Cieszmy się, że póki co takimi dźwiękami zajmują się specjaliści typu Skream i Benga, bo już niebawem możemy czasem trafić w radiu na dużo bardziej uproszczone wersje zdolnych producentów z np. Rumunii.