Najlepsze kawałki roku według FTB. Część 6: Parkietowe Killery Montera
Koniec roku, rankingi, podsumowania,
TOP 100, TOP 40, TOP 20, TOP 10… jakie by to TOP nie było, zawsze
jest pewną wypadkową bardzo wielu czynników. Wbrew wnioskom,
jakie można wysnuć wysłuchawszy niektórych stacji radiowych w
Polsce, muzyka klubowa ma się świetnie i – co najważniejsze – rok
2010 przyniósł wiele świeżości i nowości. Rozwój
technologiczny pozwala dziś w zasadzie każdemu nazwać się
producentem, ale nie każdy może nim być (a na pewno nie każdy
powinien). Zatem rok 2010 spowodował również konieczność
wypracowania dodatkowych mechanizmów i ostrzejszych kryteriów, by
odsiewać ziarno od plew. Cóż zatem pozostało po selekcji?
(kolejność jest całkowicie przypadkowa)
1. Tom Novy feat. Lima – „Now or never”
Klasyczny można by powiedzieć house, wokal, świetny groove, coś w sam raz dla tych, którzy lubią
lekkie, melodyjne, seksowne produkcje. Mnóstwo pozytywnych
wibracji nie pozwoli nikomu stać dłużej z drinkiem w ręku. To
dokonała przystawka na początek imprezy. A tak na marginesie –
oryginalna wersja tego kawałka wyszła ponad 10 lat temu 😉
2. Deepswing – „In the
music”
… zwłaszcza w remiksie Adam K &
Soha, wydany co prawda jeszcze w roku 2009, ale na rok 2010, będący
powrotem do starych produkcji. Świetny, lekki progressive z
doskonałym groove, przy którym ustać się po prostu nie da.
3. Addy Van Der Zwan &
Koen Groeneveld – „Gotta Move”
Dla mnie, jako “specjalisty” od
odgrzewania starych kotletów … przepraszam, kawałków, sprzed
kilkunastu (-dziesięciu) lat, pozycja obowiązkowa. Świetny remake
starego sztosu „Funkytown” Lipps Incorporated w nader
nowoczesnej, disco-tech-housowej odsłonie. Poruszy każdy
parkiet, zwłaszcza jeśli zagramy samą esencję, czyli motyw
główny.
4. Mark Knight – „Devil
walking”
Kolejny, doskonały remake starego
sztosu parkietowego – „One night in Bangkok”. Dość duże
zaskoczenie ze strony Marka i jego „narzędziowni”, która
dostarcza zawsze świetnych rzeczy, ale zwykle cięższego kalibru.
Tym razem coś lekkiego, zwiewnego, w sam raz na lato.
5. David Amo &
Julio Navas & Gustavo Bravetti – „Raw”
Zmiana stylistyki – tym razem coś
techniczno-postępowego, bo trudno do końca sklasyfikować czy to
bardziej tech czy progressive. W każdym bądź razie doskonały
„tjun” na większą imprezę (czym większa tym lepsza),
zwłaszcza w peak-time, zaś sama spółka Amo & Navas od
kilkunastu miesięcy dość często pojawia się w moich audycjach
„MonteR broadcast”.
6. Daniel Portman &
Jerome Isma-Ae – „Flashing Lights”
Skoro już jesteśmy w peak-time
imprezy, to czas na kolejnych dwóch moich ulubionych producentów.
Kawał solidnego progressive z doskonałym groove. Podobnie jako Amo
& Navas są przeze mnie chętnie grywani na większych imprezach,
zwłaszcza, jeśli można „potestować” dobre nagłośnienie 😉
7. Moguai – Oyster
Moguai – można powiedzieć – to
już klasyka gatunku, więc nic dziwnego, że i w tym roku znalazł
się w moim zestawieniu. Solidny progressive-house w połączeniu z
ciekawym motywem powoduje, że ta produkcja szybko zapada w pamięci
i na długo tam pozostaje.
8. Pryda – Niton
Eric, występujący w przyrodzie pod
bardzo wieloma nickami, to chyba jeden z ciekawszych i wszechstronnych
producentów. Większość klubowiczów pamięta zapewne bardzo
lekkie „Pjanoo” które przez pewien czas gościło tylko w
klubach, po czym zostało „zajechane” przez komercyjne stacje
radiowe. Ale „Pjanoo” to już przeszłość – Prydz wciąż
dostarcza świetnych i świeżych produkcji, a wymieniony „Niton”
jest właśnie przykładem ciekawej, nieszablonowej elektroniki.
9. Tom Fall,
Something Good – Reflections
Coś w sam raz na wyciszenie i
uspokojenie po imprezie. Produkcja raczej do posłuchania niż na
klubowy parkiet. Delikatne, deepowo-progresywne brzmienia
przywołują wspomnienia: plaża, ciepły wiatr, zachód (ewentualnie
wschód) słońca.
10. Dinka – Elements
Co bo to było jakby Dinki nie było w
moim zestawieniu? Dinka – jedyna i niepowtarzalna w swoim rodzaju –
gości prawie w każdym moim secie czy audycji radiowej (a
przynajmniej gościła w kończącym się roku). Melodyjny
progressive house, wpadający w ucho, nie pozwala nikomu stać na
parkiecie. A po za tym świetnie brzmi z saksofonem 😉
Tak oto wygląda moje TOP 10 na dziś,
na chwilę kiedy mnie poproszono o przygotowanie zestawienia. Można
powiedzieć, że zestaw dość „szeroki” bo z jednej strony jest
i funky czy disco-house, a z drugiej – mocniejsze produkcje spod
znaku tech i progressive. Gdybym miał prezentować tylko jeden, dość
wąski gatunek, pewnie szybko doszłoby do „zmęczenia materiału”, ale dzięki dużej różnorodności można ciągle się rozwijać i
odnajdywać zupełnie nowe brzmienia.
Monter