News

’Tu chodzi o duszę’ – Paul Woolford o produkcji muzycznej

Paul Woolford utwory wydaje od wielu, wielu lat, a jego Beatportowy katalog i przegląd labeli, w których miał swój udział zahacza o największe fabryki undergroundowych hitów: Bedrock, Renaissance, Cocoon, Gigolo i 2020 Vision to tylko niektóre z pojawiających się w jego dyskografii nazw. Czym wypracował sobie drogę do nich? Wycinek w postaci dwóch długich odpowiedzi z wywiadu dla portalu Teshno.com dotyczące produkcji i kursów produkcyjnych wydaje się odpowiadać na to pytanie.

Jakie
są twoje pierwsze myśli, gdy mowa o wzroście popularności
DJ-ingu/produkcji, jako dziedziny edukacji? Czy produkcja jest czymś
czego można i czego powinno się uczyć na kursach i na
uniwersytetach?

Jako
dziedzina edukacji, myślę, że to świetnie, iż ludzie teraz mają
uporządkowany sposób uczenia się jak produkować muzykę. Co
więcej, większość z tych środowisk nauczania w szkołach,
koledżach i miejscach takich jak S.A.E, to bardzo praktyczne,
interaktywne studia, a ten rodzaj bezpośredniego doświadczenia jest
kluczem do rozwijania jakichkolwiek umiejętności użytkownika. To
fantastyczna sprawa, że demokratyzuje się proces nauczania,
podczas gdy kiedyś trzeba było powoli wypracowywać sobie drogę od
dna, znajdując pracę jako chłopiec na posyłki w jakimś wielkim
kompleksie studyjnym, spędzając dwa lata na robieniu tego, zanim
dostaniesz awans na operatora taśmy.

Te
rodzaje stanowisk były bardzo trudne do znalezienia i mimo
wyzwolenia przez dzisiejsze kursy produkcji muzycznej możliwości
nauki, ironią jest, że zestawy umiejętności przekazywane na nich bardzo różnią się od dawnych technik przez zaawansowanie technologiczne. Na przykład
niekoniecznie nauczyłbyś się jak operować ćwierćcalowy
odtwarzacz taśmowy Studer na standardowym kursie produkcji dziś,
ale były czasy, gdy wszystko było nagrywane na taśmę. Podobnie,
dawniej nie nauczyłbyś się jak zrobić całą produkcję w
oprogramowaniu takim jak Ableton, więc – mówiąc słowami LCD
Soundsystem – „there’s advantages to both” (obie sytuacje mają
swoje dobre strony).

Rozumiem,
że jesteś samoukiem… Jakie są tego plusy względem jednego z
tych kursów?

Tak,
jestem samoukiem i dla mnie było to optimum, bo czynnikiem
motywującym mnie było brzmienie, dusza produkcji, a
nie to czy są „poprawne”. Podejście takie bardzo
wyróżnia muzykę klubową spośród reszty – w innych gatunkach jest
mniej przydatne. Na przykład trudno byłoby zrobić nowoczesny
kawałek country & western, który brzmi dobrze dzięki źle nagranemu wokalowi, podczas gdy w wielu kawałkach klubowych, te rodzaje
problemów z jakością mogą być właśnie tym, co daje nam surowy klimat,
czymś, co wciąga nas i oczarowuje, przy okazji realizowania etosu
„zrób-to-sam”, który przesiąka muzykę dance.

Coraz
częściej widzimy, że wymarsz studentów kończących kursy
produkcji skutkował ogólnym polepszeniem się przez lata standardów w muzyce
klubowej, ale wraz z tym, wydawać się może, iż w
pospiechu wydawania muzyki i robienia kariery, jest wiele kawałków
„poprawnych” brzmieniowo,  lecz zbytecznych, jeśli chodzi o
pomysły; że zalewanie rynku oznacza, przegapianie naprawdę dobrych pomysłów.

Ostatnio
czytałem bardzo surową recenzję winyla młodego, dobrze
zapowiadającego się producenta z UK. Kawałek jest doskonałym przykładem świetnej techniki produkcji – wszystko było na
swoim miejscu, obfite w detale brzmieniowe i mnóstwo muzykalności.
Recenzent w skrócie powiedział, że była dobra – w zasadzie lepiej
niż dobra – ale wydawała się nudna. W
komentarzach pod nią był wielki krzyk oburzenia. Prawie wszyscy wspierali producenta i
mówili, jaki to świetny utwór. Teraz, po przełknięciu kilka
razy informacji z recenzji, zdałem sobie sprawę, że brak czegoś
surowego gdzieś w produkcji był prawdopodobnie czynnikiem
decydującym o tym, że recenzent uznał materiał za nudny. Jako DJ
wiem, że gdy spędzam osiem godzin przelatując przez nowy materiał
promocyjny, prawie wszystko pochodzi brzmieniowo z bardzo podobnych miejsc. Utwory, które kupuję są czasem alarmująco niskiej
jakości – na przykład dzieła Theo Parrisha, Moodymana –
zwłaszcza w początkach ich kariery, mogą być surowe, ale o to chodzi w tym
wszystkim: balans duszy i produkcji jest wspólnym
mianownikiem wszystkich najlepszych kawałków. Oczarowują nas.
Niektórzy z producentów regularnie tworzą z premedytacją mroczne, niezrozumiałe momenty w miksach. W muzyce techno spójrzcie na utwory Bena Clocka i
Belga Petera van Hoesena, który tworzy dzieła sztuki z szumów. Siłą ich kawałków i brzmienia nie jest coś,
czego można nauczyć – tu chodzi o duszę.




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →