News

Dobre i złe strony nielegalnej muzyki, część pierwsza

Odwieczne pytanie stawiane przez wszystkich wszędzie. Problem w nim polega na tym, że oficjalnie głupio jest przyznać się do piracenia muzyki, czy czegokolwiek innego, a następnie rozważyć wszelkie za i przeciw „zippyszeryzmowi”. Oczywiście nie jestem w stanie samodzielnie przytoczyć wszystkich argumentów i w żadnym wypadku nie zamierzam nawet próbować wyczerpać tematu. 

Zawsze przy tego typu dyskusjach przewija się temat promocji. W końcu za czasów „muzyki winylowej”, usłyszeć o danym artyście mogli tylko nieliczni. Wszechobecna era globalizacji naszego życia rozpoczęła się dosłownie na każdej jego płaszczyźnie – nigdy jednak nie byłaby możliwa w światku muzycznym, gdyby nie cyfrowo-empetrójkowa rewolucja, umożliwiająca niemalże każdemu, w każdym zakątku globu ściągnąć sobie i zapoznać się z jednym z miliardów artystów, który być może dzięki takiemu piraceniu zyska jednego – albo i więcej – fana.

Ale nie ma to jak narzekać. Utworów jest dosłownie miliony i wybranie spośród wielu oraz ściągnięcie tego, a nie innego pliku, jest tak samo szkodliwe dla artysty, jak przypadkowe wylosowanie gdzieś wlotki na jego koncert. W końcu nie zarobi bezpośrednio na tym, że ktoś pobawi się za darmo przy jego muzyce, prawda?

Krótkowzroczność taką wykazywać się zdaje ogromna większość producentów, zarabiających przecież tak naprawdę nie na danym utworze, a na występie, który mu on zapewni i… Na pieniądzach, które gwiazdka pop zlecająca mu stworzenie podkładu pod swój głos dostanie za product-placementy, umowy reklamowe z markami i inne układy wcale nie związane z muzyką. 

Wspomniałem kiedyś, że wszystko jest reklamą, a nawet jeśli nie jest, to powinno nią być. Do tego samego zmierzam w tym wypadku. A czy najlepszą reklamą nie jest taka, którą ostateczny adresat odbiera całkowicie za darmo?

Niby temat tabu, a jednak wszyscy po cichu „coś” od czasu do czasu sobie skubną. Warto więc zastanowić się, na ile płacenie za cokolwiek, do czego mamy dostęp w Internecie ma sens? Czy „darmowość” czegokolwiek, to nie przypadkiem najlepszy sposób na „sprzedanie czegoś” (pośrednie, stąd cudzysłów)? Kolejna część debaty, z pewnością oparta również na Waszych wnioskach, wkrótce!




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →