Nowsze wrogiem nowego – koniec Myspace?
W Internecie trendy zmieniają się w zawrotnym tempie, a witryny społecznościowe przychodzą i odchodzą niczym jednosezonowe gwiazdeczki na Youtube – który też pewnie przecież wieczny nie będzie. Skoro przy astralnych porównaniach jesteśmy, powoli przemija blask jednej z większych rewelacji ubiegłej dekady, Myspace’a. Pewnie, można się o to spierać, niemniej jednak ostatnie wieści o masowych zwolnieniach i migracja społeczności na inne serwisy, złowrogo wieszczą śmierć dawnego pioniera branży. Nie tylko ptaki migrująOK – ale czym owa migracja jest spowodowana? Dla mnie osobiście, pierwszą rzeczą odpychającą w Myspace zawsze była i będzie nieprzejrzystość stron wynikająca z masowego przeładowania embedami do filmów, kilkudziesięcioma wielkimi avatarami topowych znajomych, setkami komentarzy, opieraniem profilu na dodatkach flashopodobnych. Jednak ta przesadnie długa wyliczanka nie jest wcale najważniejszym elementem układanki – kluczowymi słowami są… Facebook, Youtube, Twitter i Soundcloud.
Co tam ptaki, nawet ryby wyemigrowały z Myspace… Oczywiście udział witryny Soundcloud w upadku Myspace został przez mnie wyolbrzymiony, ale trudno nie zgodzić się, że coraz częściej to właśnie tam szukamy nowej muzyki i tam promujemy się jako nowi muzycy. Na poniższym diagramie zobaczyć możecie, jak bardzo spada, uśredniony z wielu składowych, ranking Alexa.com. Ilość odsłon spada drastycznie, podobnie jak globalny zasięg strony i czas spędzony na niej. W ciągu ostatnich trzech miesięcy są to spadki nie rzędu kilku procent, lecz dwudziestu pięciu, lub nawet pięćdziesieciu, w zależności od kategorii. Polecam sprawdzić samemu i odsyłam do załączników. Analiza według Alexa.com, jednego z bardziej wiarygodnych liczników odwiedzin w sieci (link do pełnej analizy, wraz z objaśnieniami wykresów, w załączniku) Pseudospołecznościowość?Na „majspejsie” – z perspektywy czasu i wobec obecnych funkcji niektórych stron – nie było praktycznie żadnych możliwości społecznościowych opartych na bezpośrednich i widocznych interakcjach między użytkownikami, a już na pewno w porównaniu z mistrzem w tej dziedzinie, Facebookiem. Niby można było komentować profile, zdjęcia, ale to nie było „to”. Wraz z milionami nastolatków uciekli potencjalni fani. Może nie Lady Gagi i innych ikon popkultury, bo tych zawsze znajdzie się mnóstwo, ale co powiedzieć mają producenci i DJ-e elektroniczni, poza może Arminem van Buurenem, Tiesto, czy Davidem Guettą, którzy nie mają specjalnych ludzi od zarządzania kontami społecznościowymi i zmuszeni są priorytetyzować miejsca promocji pod względem „opłacalności”? Postmajspejsowe serwisy stawiają na jednorodność profilową – nie ma masy kodu, nieudolnych designerów layoutu i nieprzejrzystości, króluje jakość zawartości i niemalże tylko pod tym względem można ze sobą na wymienionej wcześniej czwórce konkurować. Artyści w pewnych aspektach przenieśli konieczność ścigania się między sobą na użytkowników serwisów, którzy pytają się nawzajem „jak mogłeś przegapić tego newsa? Nie masz w ulubionych Tiesto?!” Czy tego chcemy, czy nie, dochodzi jeszcze do tego aspekt finansowy. Swego czasu Myspace sprzedany został trzeciemu największymu – po Walt Disney Company i Time Warner Company – gigantowi mediowemu na świecie, News Corporation, właścicielom „tajmsów”, „foksów”, „skajów”, marki Vogue oraz wielu, wielu innych i portal zamiast lansować artystów, rozpoczął promocyjną sprzedaż produktów rodziny News Corp., co w połączeniu ze stwarzaniem pozorów sugerujących, iż branża, a zwłaszcza firma-matka, ma się w obecnym świecie piractwa świetnie, mimo jej lecącej w dół wartości rynkowej i spadków sprzedaży muzyki, walnie przyczyniło się do obrzydzenia użytkownikom życia masowymi bannerami i odciągnęło innych potencjalnych reklamodawców. A gdzie nie ma reklamy na zasadach konkurencyjności, tam nie ma w dzisiejszym biznesie… Nic. Umarł król, niech żyje król!Zastanawiałem się szczerze mówiąc, czy fenomen Myspace był na tyle popularny w Polsce, żeby ten tekst wywołał jakieś przemyślenia. Ale mało kto pamięta, jaką to wielką sensacją było wstawianie na swój profil filmików z Youtube, i jak to walnie przyczyniło się do sukcesu dzisiejszego internetowego „codziennika”, dzięki któremu nie słuchamy już muzyki w oprogramowaniu do tego przeznaczonym, lecz wewnątrz witryny z klipami wideo… Gdyby nie Myspace, mogłoby tego dziś nie być. Rozwodzić się jeszcze można nad tym, czy świat Myspace nie był światem wyimaginowanym, w którym każdy artysta był cudowny, a dzięki masie znajomych miał szansę wybić się gdzieś dalej. Oczywiście działo się tak ekstremalnie rzadko – zespoły istniały tylko wirtualnie, a ich członkowie nie dawali koncertów, poświęcając swój czas na sprawdzanie i dopieszczanie profilu. Prawie jak promowanie na siłę nigdzie nie grających DJ-ów i niewydających nic producentów, przechodząc w świat muzyki elektronicznej. Podsumowując, w tej chwili nie tylko przeciętnemu artyście, ale i również szaremu użytkownikowi wypada mieć konta prawie wszędzie, by nie stać się ofiarą braku informacji o czymś być może ważnym. Sam mam konta gdzie się tylko da – choć NK już podziękowałem – czasem z czystej ciekawości i chęci poszerzania horyzontów, a czasem ze względów bardziej praktycznych. A gdzie „soszialajzing” uprawia Polak-klubowicz, Polak-artysta, Polak-meloman i dlaczego nie jest to „majspejs”? |