Legenda techno zapowiada kosmiczną opowieść
„Występ Jeffa Millsa dla mnie osobiście był zdecydowanie najważniejszym wydarzeniem zeszłorocznego Mayday. Paradoksalnie jednak nie spodziewałem się nie wiadomo czego, bo kilka miesięcy wcześniej miałem sposobność słuchać go w Eskulapie. Okazało się jednak, że najwidoczniej w Poznaniu słuchałem go zbyt mało uważnie, dopiero w Katowicach dotarło do mnie, co Mills chciał mi powiedzieć. Prawdopodobnie jego przekaz miał brzmieć następująco – techno to nie jest tylko zabawa, a muzyka taneczna nie musi być pełna gładkich i selektywnie brzmiących dźwięków, które każdy głupi może przyswoić. Przez większość seta stałem za jego plecami i widziałem, jak bardzo był zajęty – 4 odtwarzacze CD, potężny mikser, efektor. Płyty wkładał i wyciągał bardzo często, jakby się cały czas gdzieś spieszył (co nie przeszkadzało mu być jednocześnie skupionym).
Jeff Mills wygląda poważnie. Waży niewiele, ale już sam jego wyraz twarzy mówi, że nie żartuje. Jego muzyka również była bardzo serio. Momentami aż za bardzo – skoro mówimy o imprezie z teoretycznie „rozrywkowymi rytmami”. Parkiet nie pustoszał – choć bałem się o odbiór tej surowej i trudnej w odbiorze muzy – choć trudno było mówić o euforii. Większość stała, patrząc i słuchając co się dzieje. Brawa dla organizatorów za pomysł z oprawą tego występu. Było tak, jakie są jego nuty – ciemno, piwnicznie, duszno, undergroundowo. Na swoje, momentami bardzo szybkie, beaty, Mills nakładał często dźwięki, które powodowały srogi niepokój, nie brakowało wręcz sprzężeń, atonalnych szaleństw, prawdziwej dźwiękowej psychodelii”.
To moje słowa z relacji z Mayday 2010. Jeżeli choć w jakimś procencie zgadzacie się z takim opisem występu Jeffa Millsa, zapewne zaliczycie się do grupy osób, które od tego momentu czekają na nową muzę od legendy z Detroit. Jeżeli zgadzacie się ze mną, że w muzyce Millsa była niezwykła moc, zapewne ucieszy Was fakt, że nowy album nazywać się będzie „The Power”, co może sugerować, że Jeff spróbuje przenieść na płytę nieco tej surowej i wszechogarniającej energii, którą potrafi wygenerować na scenie.
Co nas czeka na tej płycie? Pewne wyjaśnienia, stosunkowo jednak niejasne, znalazły się w oficjalnej prasowej zapowiedzi. Wiemy, że „The Power” będzie owiane wokół tematu rodem z science fiction, będzie jednocześnie uzupełnieniem dwóch poprzednich albumów „The Sleeper Wakes” i „The Occurance”, a zatem znów będziemy mieli do czynienia z nawiązaniami do tematów: czasu, podróży kosmicznych i technologii. „Ten album pokazuje proces osoby, która traci poczucie przynależności. Niejasne iluzje spowodowane odkryciem możliwości kontrolowania elektryczności – które znajdziecie na płycie „The Occurance” – powodują zagrożenie dla międzynarodowego bezpieczeństwa. Dotkliwe odłączanie wciąż trwa, co skutkuje tym, że umysł pokonuje akceptowalne ograniczenia”.
Brzmi enigmatycznie, tak jak enigmatyczną, nieprzeniknioną i intrygującą postacią jest sam Jeff Mills. Słuchając dwóch próbek albumu rzeczywiście przenosimy się w inny wymiar, jakąś niezidentyfikowaną, mroczną przestrzeń. Muzyka na pewno wyjątkowa, zapowiada się niespotykana, muzyczna podróż. Premiera albumu w przyszłym miesiącu.