Co o klubowiczach sądzą ludzie spoza światka klubowego?
Echa po oficjalnym ogłoszeniu Global Gathering jeszcze nie
ucichły, ale okazuje się, iż nie są to echa tylko środowiska
elektronicznego. Do komentowania zabrali się również ludzie na co
dzień nie interesujący się muzyką klubową. Co z tego wynikło?
Nietrudno się domyślić – nie wszyscy lubią imprezy techno.
Nie chcę przytaczać ani odnośnika, ani imienia czy nazwiska
bloggerki z Trójmiasta, gdyż bardziej niż o wytykanie jej pewnych
rzeczy palcami, wolałbym, żebyście zwrócili uwagę na zjawisko
postrzegania muzyki elektronicznej…
„Zaniepokoiła mnie wczorajsza informacja o tym, że największy
i najgorszy festiwal w Polsce, czyli Global Gathering, przenosi się
z Poznania do Gdańska. Oczywiście o gustach się nie dyskutuje, ale
o bezguściach owszem :)” pisze autorka bloga. „Nie mam nic do
metalu, do disco polo też nie, a już w ogóle niech sobie ludzie
słuchają Dody i Gosi Andrzejewicz. Jednak wielkiej imprezy TECHNO
się zwyczajnie boję i uważam przeniesienie tego festiwalu do
Gdańska (już teraz) za najgorszą rzecz w Trójmieście w 2011
roku,” kontynuuje, w przeciągu ledwie dwóch zdań podważając
jakikolwiek dalszy sens swojej wypowiedzi.
Odważna komentatorka stwierdza, iż zleci się cała „hołota z
Trójmiasta” i okolic. „Będą piguły, będzie łupanka,”
dodaje, wspominając, iż jest to najlepszy element imprezy. „Będą
piguły,” kontynuuje wyliczankę, „dresiarze, panienki w białych
kozaczkach, może też jakieś tańce w pianie czy innym kisielu.”
Ciekawostką jest, iż pani ta jednodniowy festiwal opisuje tak,
jakby miał trwać miesiąc i jakby coś miało zmienić się w
okolicy, w której, według niej samej, „i tak jest już jest
niebezpiecznie”.
„Nie chce generalizować, ale to będzie jakaś MASAKRA”
generalizuje bloggerka. „Nie mam zamiaru wychodzić z domu wtedy, a
gdyby moje dziecko chciało się na ten festyn wybrać, zabrałabym
mu kieszonkowe za cały rok.” Przypomnijmy, że festiwale muzyki
elektronicznej najczęściej otwarte są tylko dla publiczności
pełnoletniej i tak też, jak dowiedzieliśmy się od organizatora,
będzie tym razem, z małą furtką dla siedemnastolatków z
opiekunami. Tylko czy osiemnaście lat to nie zbyt dużo na takie,
zwłaszcza poparte wyciągniętymi z przysłowiowego kapelusza
argumentami, obostrzenia?
Sytuacja skłania do myślenia. Czy nie czas najwyższy, by
organizatorzy imprez masowych w Polsce wspólnie postarali się o
kampanię promocyjną, uświadamiającą szarego człowieka, że nie
takie techno straszne jak je malują? Tak długo, jak będzie trwał
czarny PR, tak długo my, klubowicze, pozostaniemy jedynie
techno-ćpunami. A na koniec optymistyczny okrzyk i pytanie zadane
przez autorkę blogowego posta, na które odpowiedzcie sobie sami…