Utwór na czas – zabawa czy trening?
Nie raz i nie dwa słyszeliśmy już, jak to szybko radzą sobie z
tworzeniem muzyki niektóre z producenckich gwiazd. Co więcej,
według sporej ilości czołowych artystów świata muzyki
elektronicznej, im szybciej zakończy się faza projektowa, tym
lepiej dla utworu.
Jakiś czas temu natknęliśmy się na filmik prezentujący
producenta celującego w stworzenie dubstepowego kawałka nie mając
pojęcia o pracy z tym gatunkiem elektroniki w czasie ośmiu godzin.
Nie zastanawiając się, czy wynikło z tego coś dobrej jakości,
pomyślmy raczej o samej istocie stawiania przed sobą takich wyzwań
czasowych.
Oczywiście wiemy wszyscy doskonale, że z punktu widzenia
słuchacza ostatecznego materiału, tak naprawdę nie ma znaczenia,
czy został on zrobiony w czasie piętnastu minut, piętnastu godzin,
dni, a może i nawet lat, jeśli ma to być hit pokroju „Last
Christmas”, z którego tantiemy napełniać będą kieszenie kilku
następnych pokoleń. Niemniej jednak, cały proces eksperymentowania
z gatunkami na czas i tworzenie z odgórnym limitem godzin, prowadzić
może do wielu pozytywnych rzeczy, na czele ze znacznym
przyspieszeniem operowania w danym środowisku oprogramowania czy
sprzętu i zautomatyzowaniem pewnych czynności – jak choćby
dopasowywania ustawień wtyczek do preferowanego przez nas brzmienia
albo stosowania się do kanonów produkcji muzycznej.
Innym ważnym aspektem produkowania „na wyścigi” jest
kształcenie w sobie umiejętności szybkiego podejmowania decyzji i
priorytetyzowania czynności. Zwiększając tempo pracy, z minuty na
minutę, coraz mniej będziemy zastanawiać się nad zbędnymi
szczegółami – często technicznymi – które ostatecznie albo są
całkowicie zmieniane w późniejszym etapie pracy, albo
niesłyszalne, a podczas pisania utworu (nie miksu) lubią utrudniać
skupianie się nad wartością artystyczną kompozycji i odciągać od niej kosztem technicznej jakości produkcji.
A czy Wam zdarzyło się czasem narzucić samym sobie – nie
odgórnie – limit czasu, który jesteście w stanie poświęcić
danemu utworowi?
Tempo pracy nie zawsze ma znaczenie, chyba, że gonią Was terminy narzucone przez wydawcę kawałków. Bardziej istotne jest odkrycie swojego złotego środka pomiędzy zyskiem – niekoniecznie pieniężno-materialnym – a jakością i czasem spędzonym nad daną czynnością, czyli bohaterem tego tekstu. Nierzadko właśnie w chwili znalezienia takiego konsensusu możemy mówić o traktowaniu produkcji muzycznej na poważnie, a nie jako zabawie z dźwiękiem…