News

Hipnotyczny 'Drive’ z hipnotyczną muzyką

Rzadko tu piszemy o soundtrackach czy filmach, chyba że obrazach dotyczących historii muzyki klubowej albo będących zapisami imprez i tak dalej. Tym razem jednak musimy – raz na jakiś czas pojawia się taki film z taką muzyką i takim klimatem, że trzeba by było o nim pisać dosłownie wszędzie, bo dotyczy wszystkich, może spodobać się każdemu, mało tego – może zaczarować, stać się ważnym, elektryzować jak mało co. Film, z którego kurtka bohatera przechodzi automatycznie do historii kina.  

Kto już widział, pewnie wie, co mam na myśli. „Drive” to bardzo uogólniając skrzyżowanie klimatu znanego z Davida Lyncha i charakteru kojarzonego z obrazami Quentina Tarantino. Fabuła nie jest tu do końca ważna, tak jak często w przypadku filmów Tarantino ociera się o kino klasy B, ale jakoś nie mamy nic przeciwko temu. Ważna jest atmosfera – film ten ogląda się tak, jakby słuchało się muzyki…

A skoro już o muzyce – za soundtrack odpowiedzialny jest Cliff Martinez, a piosenki dobierał być może jakiś dziennikarz piszący do magazynu o muzyce tanecznej. Dużo się w nich w ostatnich latach pisze o kapelach typu College, Desire czy Kavinsky, które na swoich płytach bezczelnie odwzorywują brzmienie i klimat electro-popu z lat 80.

Taka właśnie muza króluje w filmie „Drive” (poza instrumentalami) i trzeba przyznać, że spisała się w nim znakomicie, co na pewno potwierdzi każdy, kto już miał przyjemność. Kto wie, może ten silnie oddziałujący na zmysły film spowoduje jeszcze większą modę na takie retro brzmienia?

W połączeniu z małomównym Ryanem Goslingiem i ogólną aurą „Drive” zdały one egzamin na szóstkę i dały do zrozumienia, że to nie tylko sentymentalizm, ale rzeczywiście dobra muza. Polecamy zarówno film, jak i muzykę z niego, nie muszę dodawać, że po jego obejrzeniu każdy z kawałków nabiera nowego wymiaru.




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →