John 00 Fleming dla FTB: 'Stan transu to coś innego niż stan euforii’
Na swoją markę pracuje ciężko od 20 lat, ostatnio słychać o nim coraz więcej. Pewnie dlatego, że John 00 Fleming staje się symbolem bezkompromisowości, dbania o jakość muzyki trance, szukania sposobów na zachowania w nim prawdziwych emocji, oddzielania koniunkturalnych zjawisk muzycznych od prawdziwych artystów I prawdziwej muzyki. Brzmi poważnie, ale właśnie w takim tonie często wypowiada się sam Fleming. Już niebawem wreszcie zagra u nas na dużym evencie Dancetination w Poznaniu. Sprawdźcie, co powiedział nam.
Gdy Guetta wygrał DJ MAG TOP 100 napisałeś na swojej facebookowej tablicy, że “jest to dobry dzień dla undergroundowej sceny muzycznej”. Chyba wiemy co miałeś na myśli, ale czy możesz powiedzieć nam coś więcej na ten temat?
To nie miało nic wspólnego z samym zwycięstwem Davida Guetty w głosowaniu, zasłużył na to, by być na 1. miejscu, w końcu jest w tej chwili światowym fenomenem. Bardziej chodziło tu o znaczenie tego głosowania. DJ MAG TOP 100 stał się listą prezentującą największe popowe gwiazdy świata i nie ma zupełnie nic wspólnego z pierwotnym etosem, z założeniami, jakie były na początku jego istnienia. Przewidziałem to już rok temu i nie chciałem brać udziału w tegorocznym głosowaniu. To samo można powiedzieć o wielu moich branżowych znajomych, którzy nie czują się komfortowo biorąc udział w tym wszystkim.
Nadszedł dzień, by ludzie ponownie zaczęli interesować się muzyką, a nie marketingiem, dlatego napisałem, że jest to dobry dzień dla undergroundowej sceny muzycznej. Nawet bardz dobry.
Często piszesz o obecnej kondycji sceny klubowej, jakie jest najgorsza rzecz, która się zdarzyła?
Dominacja wpływowych ludzi/agencji, które dyktują kto będzie miał powodzenie na scenie muzycznej. Przyczyną tego było bankructwo wielu promotorów i zamknięcie drzwi w wielu klubach. Przejęli również kontrolę nad mediami. Ogół społeczeństwa nie dostrzega tego, lecz ludzie związaniez przemysłem muzycznym bardzo dobrze wiedzą co się dzieje, stąd ten wybuch zdenerwowania z mojej strony, jak i innych artystów m.in. Johna Askew. Często wybieramy złą drogę, lecz ostatecznie zawsze ludzie zaczynają widzieć i rozumieć co się dzieje.
Wielu polskich fanów muzyki trance, którzy poweidzmy 2-3 lata temu słuchali Armina, popiera twoje słowa i muzykę, gdyż w międzyczasie znudzili się mainstreamem. Może to nie takie złe dla młodych ludzi, by zaczynali swoją przygodę z muzyką właśnie od „megagwiazd”?
Stale podkreślam, że nie jestem purystą, jestem raczej człowiekiem, któremu zależy na „bardziej specjalistycznej” scenie muzycznej. Historia pokazała, że im większe gwiazdy pojawiają się na rynku, tym szerzej otwierają się bramy dla wielu nowych, specjalistycznych podgatunków muzycznych, to się dzieje wraz z dojrzewaniem klubowiczów, więc nie jest takie złe. Co mnie boli to fakt, iż wielu z tych ludzi funkcjonuje pomiędzy byciem supergwiazdą a wiarygodnym artystą, używają dobrych brzmień i „cool” gatunków w celach marketingowych, po czym bezczeszczą je.
Jak rozpocząłeś swoją własną przygodę z muzyką klubową i ogólnie z muzyką? Co było tym przełomowym momentem?
Od kiedy byłem dzieckiem, zawsze zafascynowała mnie muzyka elektroniczna. Moim bohaterem był Jean Michel Jarre, który wciągnął mnie w ten świat i zaczął moją obsesję do syntezatorów. Od tego momentu eksperymentowałem z mieszaniem tych dźwięków i to przełożyło się na didżejing. Miałem wyjątkowe szczęście dołączyć do rave’owej sceny muzycznej na samym początku jej istnienia, dało mi to szansę bycia w czołówce przez wiele lat. Jestem bardzo szczęśliwy mogąc doświadczać tego wszystkiego.
To nieprawdopodobne, że wydałeś swój debiutancki album dopiero po 20 latach w branży muzycznej. Co było główną przyczyną tego?
Zawsze mówiłem, że przede wszystkim jestem didżejem i zawsze tak będzie. Od zawsze spędzam dobre 3-4 dni w tygodniu szukając muzy. Tyle samo czasu poświęcam praktyce miksowania oraz analizie, w którym momencie dany utwór najlepiej będzie pasował. Didżejing to praca na pełen etat. Mój harmonogram występów jest wypełniony ciągłymi podróżami po świecie, to prawie niemożliwe znaleźć jeszcze czas na siedzenie w studiu nad produkcjami. Dziś większość gwiazd korzysta z inżynierów dźwięków i ghost writerów (czyli kogoś, kto pisze muzykę za nich, tak jak np. biografie znanych ludzi pisane są przez specjalistów a nie przez nich samych – przyp. red.). W moim przypadku czułem, że jestem jedyną osobą, która potrafi te głębokie i mroczne pomysły z mojej głowy przełożyć na dźwięki. Zajęło mi to aż tyle czasu!
Jaka jest twoja definicja trance’u?
Słownik Oxford w odniesieniu do samego słowa „trans” dobrze to podsumowuje: to „półprzytomny stan charakteryzujący się brakiem reakcji na bodźce zewnętrzne”. Tak oryginalna forma trance’u uzyskała swoje imię. A teraz szybki skok do dzisiejszych czasów – jeśli masz zaciśnięte pięści, krzyczysz, unosisz ręce wysoko, śpiewasz i podskakujesz… czy to jest trance? To bardziej stan euforii, a nie transu. To coś innego.
Najbardziej wpływowi artyści i kawałki wszech czasów?
Za dużo tego jest, żeby wymieniać!
Jak dziś ludzie powinni szukać bardziej interesującej muzyki, gdy zewsząd atakują ich tylko kolejne TOP 10?
Tak samo jak wielu didżejów robiło to przez wiele lat – podciągnąć rękawy i rozpocząć polowanie! Osobiście spędzałem i spędzam wiele godzin szukając muzyki po to, by dokładnie ustalić, w jakim stylu chce grać. Lata temu robiłem to przemierzając brytyjskie sklepy muzyczne, dziś robię to online – mimo wszystko zajmuje mi to prawie tyle samo czasu. Ciężko jest nie popaść we frustrację, trzeba być bardzo cierpliwym!
Czy myślisz już nad kolejnym albumem i jaki konkretny styl muzyczny siedzi teraz w twojej głowie? Gatunki, dźwięki, utwory, wytwórnie, cokolwiek?
Mam nadzieję wydać coś już w przyszłym roku, właśnie pracuję nad nim jak szalony. Następna płyta będzie jeszcze bardziej dynamiczna, bardziej klubowa, pełna hipnotyzujących trancowych dźwięków.