News

Klasyki na weekend: The Prodigy (12 sztosów w 6 lat!)

W tym tygodniu cofniemy się do czasów, których większość z Was pewnie nie pamięta. Prawdopodobnie jednak spory procent poniższych kawałków będziecie kojarzyć, bo właściwie wszystkie stały się nieśmiertelnymi klasykami muzyki tanecznej i nie tylko. Jak wiadomo The Prodigy to zjawisko łączące różne pokolenia i różne środowiska muzyczne, ich siłą od początku było mieszanie tanecznej energii z punkowym podejściem, połamanych rytmów przeznaczonych na parkiety z motywami rodem z innych gatunków. Nieprzypadkowo w 1995 roku magazyn muzyczny Melody Maker, zwykle piszący o gitarowych zespołach brytyjskich wrzucił ich na okładkę z tytułem 'Ostatni rock’n’rollowy zespół?’.

Zaczęli działać w 1990 roku, a już w roku następnym mieli na koncie pierwszego megahita – drugi singel „Charly” nie tylko trafił do TOP 3 najlepiej sprzedających się singli w UK, ale też zapoczątkował wielki boom na takie właśnie muzyczne klimaty – był idealną kwintesencją ówczesnych brzmień rządzących na rave’owych imprezach. Trzeba przyznać, że do dzisiaj brzmi doskonale, mimo że minęło ponad 20 lat!

The Prodigy – Charly

Już wtedy było wiadomo, że mózg ekipy Liam Howlett to muzyczny geniusz, co udowodnić miał już za chwilę – „Charly” był jeszcze może ciut zbyt surowy i brudny, żeby pojawiać się na MTV w godzinach przedpołudniowych (i żeby zawojować inne miejsca poza Anglią), ale kolejne cztery (!) single i teledyski to były już megahity na skalę europejską, do dziś aktualne i do dziś powracające w różnych nowych wersjach tworzonych przez innych wykonawców. Zwłaszcza „Out of Space” i „Everybody In The Place” spowodowały, że The Prodigy w niezwykle krótkim czasie z debiutantów stali się wielkimi gwiazdami już nie tylko muzyki tanecznej, ale świata pop w ogóle:

The Prodigy – Out Of Space
The Prodigy – Fire
The Prodigy – Everybody In The Place
The Prodigy – Wind It Up

Do dzisiaj trudno uwierzyć, że wszystkie 5 powyższych sztosów ukazało się w ciągu zaledwie jednego roku, że wszystkie one znalazły się na nieśmiertelnym albumie „Experience” w 1992. A to był dopiero początek – Howlett i spółka szybko dojrzeli muzycznie i w mgnieniu oka przygotowali kolejny materiał, już w 1993 zwiastowany pierwszymi mocnymi singlami „One Love” i „Voodoo People”. Największym przebojem z nadchodzącego wydawnictwa „Music For The Jilted Generation” z 1994 był jednak kolejny singel „No Good (Start The Dance)”, jeden z tych tracków, które do dziś pojawiają się na dobrych imprezach… Z kolei ostatni wydany z tego albumu numer „Poison” był już swoistą zapowiedzią nowego brzmienia The Prodigy…

The Prodigy – One Love
The Prodigy – Voodoo People
The Prodigy – No Good (Start The Dance)
The Prodigy – Poison

Nie da się ukryć, że od momentu wydania „Poison” (zwłaszcza teledyskowej wersji, która różniła się od tej albumowej) The Prodigy poszli w trochę inną stronę – beaty nadal były sprytnie połamane, ale już jakby nie takie szaleńcze i opętane, jak na pierwszych singlach. Nie takie młodzieńcze i narwane! Zrobiło się też duszniej i mroczniej, czego wyraz w pełnej krasie otrzymaliśmy na albumie „Fat of The Land” z 1997 roku, który jako pierwszy w karierze podbił już nie tylko UK i Europę, ale też USA i resztę świata. „Breathe”,  „Firestarter” i „Smack My Bitch Up” to już była trochę inna muza, ale wciąż w porównaniu do reszty wykonawców na listach przebojów mocno zakręcona, wręcz szalona.

Były to też, niestety, ostatnie w karierze arcydzieła The Prodigy, a przy tym ostatnie ich wielkie przeboje. Panowie rzecz jasna nadal działają i mają się całkiem nieźle, ale wciąż nie udaje im się zmienić faktu, że ostatnie genialne numery wydali… 16 lat temu! A może macie inne zdanie na ten temat? Które utwory sprzed 1997 i po 1997 lubicie najbardziej? Miłego odbioru!

The Prodigy – 'Breathe’
The Prodigy – Firestarter
The Prodigy – Smack My Bitch Up (Full Uncut)



Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →