Muzyka Vitalica w polskich kinach
W ostatni weekend w dodatku „Kultura” do „Dziennika” trafiłem na miażdżącą raczej krytykę wchodzącego na nasze ekrany włoskiego filmu „Legenda Kaspara Hausera”. Piotr Czerkawski napisał między innymi, że to „chybiona wariacja na temat znanej z kinowego ekranu historii”, że „Film Davide’a Manuliego irytuje jako opowieść zakochana w sobie, manieryczna i egzaltowana”, albo: „dla Manuliego bardziej liczą się przestylizowane czarno-białe kadry i ścieżka dźwiękowa skomponowana przez słynnego DJ-a Vitalica.
Po tym pisze, że „wszystko to sprawia, że „Legendę…” ogląda się jak awangardowy teledysk. Po pewnym czasie hipnoza przestaje jednak działać, a rozkosz transu ustępuje miejsca świadomości bad tripu. Film Manuliego wygląda jakby zaprojektowano go jako potencjalny fetysz hipsterskiej młodzieży. Nic dziwnego, że w pierwszych recenzjach roi się od pustosłowia i bełkotliwych fraz w rodzaju „postfuturystyczny techno – western. Najistotniejszym elementem bohtera okazują się nałożone na uszy słuchawki. Dzięki nim wszelkie wątpliwości egzystencjalne będą mogły zostać zagłuszone przez królujące na ekranie techno”.
Czyż nie uważacie, że dla miłośnika nowoczesnej muzyki i filmów będących w rodzaju „awangardowego teledysku” ta recenzja brzmi zachęcająco? Chyba czas wybrać się do kina, żeby na konkretnym, multipleksowym nagłośnieniu posłuchać świetnej muzy od Vitalica (również zremiksowanej – równie świetnie – przez projekt Produkkt). To może być ciekawe doświadczenie!
P.S. Sam Vitalic już niebawem powróci do Polski – 6 miażdżył będzie w poznańskim SQ, a dzień później w warszawskim 1500m2.






