Tydzień z Duss! Wywiad część pierwsza
W tym tygodniu zapraszamy Was do lektury wywiadu z duetem Duss – jak dobrze wiecie to panowie Wojtek i Sebastian, znani też jako DJ W i Sebastian S. albo swego czasu jako Double U i SS. Jak doszło do współpracy, jak ta współpraca się układa, od czego zaczęła się ich przygoda z muzyką? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań w naszym wywiadzie – przed Wami część pierwsza.
Zanim przejdziemy do spraw bieżących, zdradźcie nam, skąd wzięła się Wasza miłość do muzyki i w jakich okolicznościach zaczęła w tej miłości dominować ta do tanecznej muzyki elektronicznej?
Seb: moja przygoda zaczęła się od pierwszej imprezy nocnej na którą mogłem pójść sam. Na tej imprezie zapatrzony bylem w DJa i postanowiłem sam zacząć grać. Malutkimi kroczkami zacząłem realizować swoje marzenie z ogromnym wsparciem ze strony rodziny. Moja przygoda z muzyka to mieszanka ciężkiej pracy/pasji/szczęścia. a tak z jajem to zawsze lubiłem chodzić na imprezy a z związku z tym, ze tańczyć nie potrafię za grosz to zostały mi 2 opcje. Albo djka albo bramka. Każdy kto mnie widział chociaż raz, wie dlaczego padło na djke
Sebastian – kiedy to było? Od początku były takie jak teraz muzyczne klimaty?
Seb: Moja przygoda zaczęła się w 2004 od muzyki trancowej.
Jakie numery? Masz ciągle te winyle?
Seb: Tak. wszystkie vinyle mam do dzisiaj. Wiele z nich z autografami producentów, ponieważ jeździłem na wiele imprez i zawsze zabierałem ze sobą kejsa. Jakoś tak wychodziło, że przeważnie udawało mi się zdobyć autograf. Ogólnie to było śmiesznie, kiedy patrzę jak się ubierałem – buty z krokodyla, obcisłe spodnie, sweterki + SOLARIUM! Na szczęście się ogarnąłem.
W: Nie „się”, tylko ja Cię ogarnąłem.
Seb: Nie Ty, tylko Iza! Ona mi wyrzuciła te buty. Jak patrzę na to, co mi się wtedy podobało, to wiem dlaczego trafiłem w miejsce, gdzie znajduję się teraz.
W: Ale ja Ci pokazałem inną muzykę – a o tym chyba rozmawiamy.
Wojtek – Ty też przeszedłeś jakąś tam drogę ewolucji, jak to widzisz dziś?
W: Przeszedłem zdaje się całą drogę – od Bee Gees, Kool & the gang czyli klasycznego disco po Minilogue, Kink i inne bardzo aktualne rzeczy. Po drodze było wszystko – house, techno, electro, trance – ale zawsze była to muzyka stricte klubowo taneczna. Może dlatego, że sam zawsze lubiłem tańczyć. Poczucie rytmu zapewne odziedziczyłem w genach – to podstawa by w ogóle myśleć o dj-ce.
Wojtek – pamiętasz swoje pierwsze kroki jako DJ-a?
– Pierwsze kroki … zawsze to ja byłem chłopakiem, który przynosi do szkoły sprzęt i puszcza muzykę. Potem, kiedy miałem 15 lat, zapisałem się na kurs dj-ski do Pałacu Młodzieży w Bydgoszczy. Okazałem się najzdolniejszym kursantem i w wieku 16 lat grałem już w klubie.
Większość kojarzy Cię z występami na Sunrise, gdzie przed sceną wspomagała Cię grupa fanów z klubu Blue, gdzie byłeś rezydentem…
– Sunrise i Blue to nie były początki. Wcześniej była choćby 5-letnia rezydentura w olsztyńskim klubie Come in. Było to jedno z pierwszych tego typu miejsc w Polsce. Monstrualne nagłośnienie, klimat kultowych miejsc na świecie, mega undergroundowe imprezy, jak na owe czasy. Come in to było miejsce, gdzie narodziła się ksywa DJ W. Wcześniej, choć wyda się to pewnie dziwne i śmieszne – DJ-e nie musieli mieć pseudo. Teraz jest na odwrót – najpierw ksywa.
Sebastian, w międzyczasie wymień parę trancowych winyli wciąż leżących na półce…
– Way Out West – Killa Armin Van Buuren – Cotrol Freak (Sander Van Doorn Remix) [mam tego placka z autografami Sandera i Armina], Scott Mac – Damager (Mac Zimms Remix), Joop – The World, Moby – Go (Trentemoller Remix), Jesselyn – Tonka, Dj Seb.b – Mass Noise, Reflekt – Need To Feel Loved, Mojado – El Matador, Rank 1 – Top Gear, Roland Klinkenberg – What’s The Point, Jonas Steur – Silent Waves… i tak połowy nie wypisałem, koniecznie dopisz Purple Haze – Eden!

OK, dzięki. Muszę Wojtka zapytać o moment Twojego pojawienia się w jego życiu. Wojtku, jako DJ solowy miałeś u ludzi niezwykłą sympatię – nie bałeś się, że rozpoczynanie nowego projektu w duecie to będzie już „coś innego”? No i przy okazji dzielenie się sukcesami na pół?
– W związku z tym, że jestem perfekcjonistą wszystko co w życiu robię, jest przemyślane. Zdawałem sobie sprawę, że ja jako DJ W miałem już w kraju swoje 5, a może nawet 15 minut. Trzeba było zacząć myśleć globalnie, myśleć poważnie o produkcji i nowym projekcie. Nagle pojawił się Seba, pełen zapału, świeżych pomysłów, i już jakiejś wiedzy z zakresu produkcji muzyki. Na dodatek okazało się, że odbieramy dokładnie na tych samych falach niczym bracia syjamscy.
Seb: Na początku miałem tylko pokazać Wojtkowi program do produkcji muzyki i ogólnie wprowadzić go w to wszystko, ale przy pierwszym 'posiedzeniu’ wyszedł nam zalążek naszego pierwszego kawałka – „Kurska”.
No to nie mieliście wyjścia, musieliście podjąć decyzję o pracowaniu razem dalej?
Seb: Jakoś tak wyszło.
W: TO wyszło mega naturalnie i jakoś tak samoistnie.
Jak wygląda takie Wasze 'posiedzenie’?
W: Wóda, zioło i lecimy! (śmiech) A, i jeszcze „wodzianka”! Ale tak poważnie, to „Kursk” rzeczywiście powstał w stanie „lekkiego” upojenia.
Seb: A melodia była wynikiem przewrócenia się na klawiaturę (śmiech).


Double U and SS – Kursk (Original Mix)
„Kursk” odbił się jakimś tam echem, traktowaliście to jako pierwszy i szybki sukces?
W: Odbił się nie „jakimś”, a naprawdę poważnym echem – też na świecie. Nie chcemy być jednak kojarzeni tylko z tym wałkiem, poza tym podjęliśmy decyzję o zmianie pseudo, gdyż SS kojarzyło się średnio.
Jak w dzisiejszych czasach można się wyróżnić spośród tysięcy tworzących i grających w podobnym-powiedzmy stylu?
– Nie zastanawiamy się nad tym, czy nasze kawałki nie brzmią podobnie do kawałków kogoś innego. Po prostu dłubiemy – na końcu zawsze wychodzi coś innego, a jednocześnie ludzie mówią nam, że słychać w tym ten 'nasz’ pierwiastek, który wyróżnia nasze produkcje. Bardzo to jest dla nas ważne. Lecz nie głowimy się nad tym specjalnie.
Wojtek – jak Ci się podoba siedzenie nad tworzeniem muzy?
W: Z przykrością stwierdzam że bardziej mnie to ostatnio kręci od grania w większości miejsc. To wspaniałe brać udział w procesie tworzenia, w potem obserwować jak kawałek działa na imprezie. This is it!
Jak często się widujecie na 'posiedzeniach’? Jak długo one trwają?
– Widzimy się różnie – przeważnie 2 razy w tygodniu. W zależności od tego jak bardzo musimy coś ogarnąć. Jeżeli nie ma ciśnienia, to czasami się nie widzimy 2 tygodnie. Nie oznacza to, że nie produkujemy w tym czasie. Zarówno ja, jak i Wojtek mamy software oraz tę samą bazę sampli, więc dłubiemy nawet, jak się nie widzimy. Potem przy kolejnym spotkaniu puszczamy sobie to, co rozpoczęliśmy i wybieramy najbardziej przyszłościowy projekt do dokończenia.
Jak bardzo jesteście w tej materii wydajni?
S: Co do ilości kawałków, to jest bardzo różnie. Czasami skończymy coś podczas jednej sesji a czasami wracamy do projektu przez 3 miesiące. Myślę, że średnią jaką mamy to około 2-3 projekty na miesiąc.Wojtek – opowiedz coś o żarciu podczas spotkań – bo to już stały punkt programu!
W: No tak, trzeba przyznać, że dogadzamy sobie w tej dziedzinie. Często słyszę od żony żartobliwie, kiedy ugotuję coś wymyślnego – „Bardziej dbasz o Sebusia niż o mnie”.
Ciąg dalszy nastąpi w drugiej części tygodnia!



Duss – Deep Field (Original Mix) [The Reneissance Compilation]