Legenda techno nie ma nic przeciwko EDM
Miłośnicy zjawiska pod tytułem EDM zdążyli się już przyzwyczaić, że większość dziennikarzy muzycznych oraz spora część słuchaczy muzyki elektronicznej nie pozostawia na nim suchej nitki, krytykując między innymi jego wtórność i podobieństwa między poszczególnymi numerami.
Z tego chóru narzekających, a często wręcz brutalnie atakujących EDM, wyłamał się w ostatnich dniach jeden z weteranów Detroit techno Jeff Mills, dzięki czemu trafił do wielu serwisów zajmujących się muzyką taneczną. W rozmowie z In The Mix człowiek znany z wyrafinowanej, psychodelicznej muzyki dla raczej ograniczonej liczby słuchaczy pozwolił sobie na następujące uwagi:
„Jestem człowiekiem, któremu nie zdarza się nie lubić jakiegoś gatunku muzycznego, i to odnosi się również do tak zwanego EDM, czy czegokolwiek w tym stylu. Uważam, że wszystko czemuś służy, wszystko ma swój cel. Tak jest dobrze. Ludzie to kochają. To nie pierwszy 'chłopiec do bicia’ w historii muzyki elektronicznej. Wiele lat temu czymś podobnym był trance, wcześniej jeszcze coś innego. To wszystko czemuś służy i uważam, że tak naprawdę wszyscy, cała scena, idziemy razem w bardzo zdrowym kierunku. Trzeba pamiętać, że w momencie, kiedy zaczyna się wprowadzć w stosunku do czegoś jakieś restrykcje, to przeważnie jest to początkiem końca”.
A przy okazji warto sobie przypomnieć, jak Jeff Mills miażdżył na polskim Mayday cztery lata temu:





