John Digweed: 'Dziś DJ-e myślą, że 90 minut to długi set!’ (wywiad)
Legenda muzyki progresywnej, a przy okazji jedna z najważniejszych postaci w historii muzyki tanecznej w ogóle. John Digweed, swego czasu numer jeden plebiscytu DJ MAG TOP 100 DJS, już w najbliższy weekend zagra w klubie Basen w Warszawie. Na tę okoliczność zadaliśmy mu kilka pytań.

W Polsce nie mieliśmy szczęścia przeżyć tego, co Wy, w Wielkiej Brytanii na przełomie lat 80. i 90. Jak Ty wspominasz narodziny klubowej kultury? Co straciliśmy?
– To były fantastyczne lata i w tamtych czasach nikt nie był w stanie przewidzieć, jak bardzo rozwinie się w przyszłości taneczna scena. Uwielbiałem to wszystko, co się wtedy działo, ale nie ujmując temu niczego uważam, że najważniejsze jest koncentrowanie się na przyszłości. Przedstawiciele dzisiejszej młodej generacji niekoniecznie są zainteresowani tym, co się działo w dalekiej przeszłości.
Dziś często słyszy się narzekania, że DJ-e przestali dbać o jakość przejść w miksie czy budowanie atmosfery w jego trakcie. U Ciebie to wciąż wygląda świetnie, ale czy zauważasz ten problem?
– Bycie dobrym DJ-em to coś, co składa się z bardzo wielu różnych czynników. Osobiście lubię spędzać dłuuugie godziny każdego tygodnia na przesłuchiwaniu muzyki do moich setów tak, abym w konsekwencji był w stanie stworzyć dobrą atmosferę na imprezie z moim udziałem. Poza tym pochodzę z czasów, kiedy DJ-e musieli grać przez całą noc. Co za tym idzie – było potrzebnych sporo przygotowań. Dziś niektórzy DJ-e myślą, że 90 minut to jest długi set! Kultura klubowa zawsze będzie przechodziła kolejne fazy, ale lubię myśleć, że zawsze na świecie istnieć będzie sporo osób, które będą chciały słuchać „właściwego DJ-a grającego z serca a nie z plejlisty”.
Tysiące DJ-ów i klubowiczów traktuje Cię jako swoją inspirację, a kto jest kimś takim dla ciebie? Kogo słuchasz do dziś?
– Jeśli spojrzysz na gości takich, jak Carl Cox, Sven Vath czy Josh Wink, to zobaczysz, że oni nadal mają wiele pasji do muzyki i didżejowania, nic się u nich nie zmieniło przez długie lata kariery. To jest rodzaj mentalnego podejścia, który również mnie inspirował na początku i inspiruje do dzisiaj. Gdy ja zaczynałem, pamiętam, że miażdżyły mnie wczesne kawałki Francoisa Kevorkiana i Shepa Pettibone’a.
Kto jeszcze wpłynął na to, jak postrzegasz i czujesz muzykę aż do dnia dzisiejszego?
– Tacy artyści, jak: New Order, Talk Talk, Heaven 17, Arthur Baker, David Morales. I wielu innych.

Zajmujesz się słuchaniem, miksowaniem, czasem też produkowaniem muzyki tanecznej od ponad 20 lat. Co Cię przy niej tak mocno trzyma?
– Jeśli kochasz coś takiego, jak muzyka, po prostu pragniesz żyć tym i oddychać przez 24 godziny na dobę. Ja przez lata musiałem wiele poświęcić, zdecydowałem się na wiele wyrzeczeń, żeby nadal móc robić to, co robię. Ale to wszystko było tego warte i chcę to kontynuować tak długo, jak to będzie możliwe.
Popularność muzyki tanecznej wciąż rośnie, coraz częściej się też o niej dyskutuje. Masz jakiś sposób na wytłumaczenie jej fenomenonu swoim znajomym, którzy na co dzień słuchają np. rocka i zupełne jej nie rozumieją?
– Myślę, że nie ma sensu im tego tłumaczyć z pomocą słów, lepiej zabrać ich do klubu Fabric albo na festiwal Time Warp i pozwolić im tego doświadczyć na własnej skórze.
Od czasu wspomnianych lat 90. zmieniło się w muzycznym świecie prawie wszystko – sposób jej tworzenia, grania, słuchania, prezentacji w mediach, choćby społecznościowych. Co myślisz o tych wszystkich zmianach, jak Ci się z nimi żyje?
– Zmiana jest dobra. Pozwala utrzymać wszystko w świeżości i pomaga rozwijać scenę. Dzięki zmianom pojawiają się nowi producenci i DJ-e (jedni dobrzy, drudzy źli), co zawsze dodaje do zastanej całości nowe elementy. Muzyczny przemysł jest w stanie permanentnego zmieniania się, ale to trzyma mnie w ryzach i pozwala popychać sprawy do przodu.
Nigdy nie kusiło Cię, by stworzyć jakiś bardziej komercyjny kawałek, dzięki któremu mógłbyś poczuć, jak to jest być w UK TOP 10?
– Nie bardzo. W latach 90. producenci tworzyli undegroundowe numery, które stawały się tak bardzo w tym undergroundzie popularne, że ostatecznie lądowały na listach przebojów. Dziś jednak ludzie robią po prostu popowe tracki, które są tylko „przebrane” za klubowe numery. W efekcie mamy do czynienia z tandetnymi, popowo-EDM-owymi kawałkami.


John Digweed – Warung Beach (Original Mix)


John Digweed – Gridlock


John Digweed & Nick Muir – Tangent


John Digweed & Nick Muir – Aquatonic (original mix)