News

Mayday Dortmund 2015: 5 plusów + 5 minusów

W ostatnim dniu kwietnia odbyła się 24. edycja Mayday w Dortmundzie. Przez wielu została skreślona już na stracie. Było tak źle, jak to określano przed otwarciem bram Westfallenhallen? Odpowiedź w pięciu plusach i minusach. Czyli trochę inaczej, niż zwykle – przed Wami relacja z imprezy będąca małą próbą przełamania zasad panujących w świecie relacji.

Marka z minusem

Mayday wpadło w syndrom „Szklanej pułapki”, w którym kolejne odsłony oddalają się od początkowego znaczenia tytułu. O ile w wypadku Bruce’a Willisa zawinili nasi tłumacze, to przy Mayday organizatorzy wydawali się być konsekwentni w swojej decyzji. Biznesplan przyjęty przez nowych właścicieli marki w tym roku  rozjechał się z oczekiwaniami publiki. Po ogłoszeniu składu dominowały w komentarzach wyliczanki brakujących nazwisk, zamiast opinie na temat obecnych gwiazd. Arena w porównaniu do standardów innych EDM’owych scen składała się z drugoligowych nazwisk, a tak fundamentalni dla Empire jak Chris Liebing i Sven Vath wybrali na ten dzień sety we włoskich klubach. Jeśli masz pod sobą organizację imprezy z ponad 20-letni stażem, a od szefów CLR i Cocoon słyszysz, że grają wtedy w klubach sąsiedniego kraju, to wiedz, że gdzieś popełniłeś poważny błąd.

Marka z plusem

Wysyłanie „matki wszystkich rave” na emeryturę jest przedwczesne nawet wtedy, gdy oznacza to dla niej bycie jedną z wielu. Mayday ze swoimi dwoma dekadami i budżetem z puli swoich nowych właścicieli SFX Entertainemt przechodzi lifting pod współczesny rynek wielkich imprez masowych. Pora odwrócić perspektywę „zdradzenia ideałów” na „odpowiedź” wobec faktycznych upodobań publiki na masowych wydarzeniach muzycznych. Techno przestało być gatunkiem, który udźwignie wielotysięczną imprezę. Jesteśmy świadkami paradoksu, w którym logotyp jest na równi obciążeniem i zaletą. Możemy być spokojni, że organizatorom nie uda się w pełni skomercjalizować wydarzenia, ponieważ „Mayday” nadal wiąże się z czasami, gdy liczyła się duża ilość BPM’ów. Publika nie przestanie przyjeżdżać, ponieważ logo „Mayday” nadal oznacza pewną filozofię i poziom imprezowania. Przemieszanie tych cech może razić, ale oddaje czasy, w których festiwale EDM zgarniają potężną część rynku festiwalowego. Komercja nie jest wyłącznie negatywnym zjawiskiem. Oznacza bezbłędną realizację na poziomie organizacji, efektów wizualnych i profesjonalnych akustyków. Z kolei brak standardowych nazwisk potraktowano jako okazję do odświeżenia line-upu.

Arena z minusem

Wszystko, co złe na Mayday, utożsamiane jest z Areną. Wielu zapomina, że istnieją jeszcze pozostałe sceny, a w pobliżu Areny przez całą noc można pojawić się tylko dwa razy – przy wejściu do Westfallenhallen i wyjściu. W ciągu czternastu godzin otwarcia tylko przez niepełne dwie godziny pojawiło się tam Techno. Identyfikowanie Mayday wyłącznie z główną sceną to błędne koło, w które wpadają komentujący i organizatorzy. Pierwsi z powodu nie przyjmowania do wiadomości tego, że właściwe Mayday rozgrywa się po prostu na innych scenach. Nie pomagają w tym twórcy, którzy cały marketing obudowują na Arenie. Przykład widoczny jest w aftermovie, w którym pozostałe sceny skompresowano do paru ujęć.

Empire z plusem

Kto zwątpił w Mayday, ten po odnalezieniu się na właściwej scenie szybko wygaszał swój wewnętrzny komunikat „Mayday” dla Mayday. W poszukiwaniu Techno wystarczyło kierować się od razu w stronę Empire, a wejście tam o dowolnej porze gwarantowało zostanie na bardzo długi czas. Równowaga w stylistyce wszystkich setów sprawiła wrażenie, jakby cała obsada spotkała się na jednym z beforów i rozdzieliła kawałki między sobą. Zamiast ośmiu setów dostaliśmy długi metraż z fascynującymi detalami w trakcie trwania, przerywany wyłącznie podczas krótkich przystanków na zmianę przy konsoli. To absolutnie żaden zarzut, tylko opis spójnego, wielogodzinnego maratonu Techno, który sprawdziłby się niezależnie od marki festiwalowej.

Drumcode z plusem

Dortmund zostało zdobyte przez ekipę z Drumcode pod komendą Adama Beyera, któremu towarzyszyli Alan Fitzpatrick i Sam Paganini. Fani labelu dostali nieoficjalną edycję  październikowego Drumcode Showcase w amsterdamskim Gashouder, bo zebrała się połowa składu, która była obecna w zeszłym roku podczas Amsterdam Dance Event. Gdyby nie wstawiono między nich Lena Faki, to mini-showcase trwałby 270 minut bez żadnej przerwy. Dla Beyera i Fitzpatricka nie był to wyłącznie przylot w ramach odebrania przelewu, ale także test kawałków z ich majowych EP’ek na parę dni przed premierami. Mainstreamowe Techno z czołówek Beatporta stoi coraz częściej Drumcodem lub pochodnymi dźwiękami, jednak oddajmy szwedzkiej wytwórni to, że ich tracklista bezbłędnie sprawdza się na imprezach wielkiego formatu, jak i w klubowym wydaniu.

EDM z minusem

Jeśli organizowaliście kiedykolwiek zlot przed konsolą z tytułami, w których prało się przeciwnika, to prawdopodobnie znacie to uczucie, gdy wśród zaproszonych zawsze odnalazła się osoba jadąca każdą rundę na jednej kombinacji przycisków. O czasie na zebranie myśli i faktycznych umiejętnościach można było zapomnieć zarówno wtedy jak i 30 kwietnia na Arenie. Gdyby pokusić się o eksperyment wchodzenia w odstępie dwugodzinnych przedziałów, to prawdopodobnie musielibyśmy dopytywać, czy faktycznie zmieniają się tutaj ludzie za konsolą. Obniżenie lotów całego mainstreamu daje się zamknąć w trzech literkach alfabetu.

Ludzie z plusem

Liczby w słupkach podliczających frekwencję w wewnętrznych raportach organizatorów mogą mocno odstawać od poprzednich edycji. Za dowód kameralności niech posłuży fakt, że pod barierki na Empire dało się dostać o każdej porze, wykonując przy tym swobodnie „techno-rączkę”. Nad ranem dało się tam już grać w sporty zespołowe. Na tegorocznym Mayday tłum był nieodczuwalny. Nie zabrakło w nim jednak stałych elementów jak wolna miłość na trybunach, raverów w wieku, który u nas oznacza już tylko bawienie wnuków, bananowej młodzieży, dziewcząt, który zadawały kłam potocznej opinii o urodzie naszych zachodnich sąsiadów i Polaków. Integracyjna gotowość w pełni u wszystkich i zasłyszane anegdoty w rodzaju rozwodu ponad 80-letnich rodziców jednego z obecnych, ponieważ oboje znaleźli sobie partnerów w wieku ich jedynego syna.

Dortmund z minusem

W ostatni czwartek miesiąca Borussia ćwiczyła w sąsiedniej dzielnicy miasta. Tym jednym zdaniem można spuentować całą atrakcję Dortmundu. Nie trzeba wybierać się aż do Zagłębia Ruhry, by poznać nudę trzeciego największego miasta tego regionu. Wystarczy przejechać się do dowolnego miasta na Śląsk i wyobrazić sobie to samo miejsce za 30 lat.

Bilet na minus

Organizatorzy powinni zjeść sporo Snickersów, by przestać gwiazdorzyć cenami kompletnie niewspółmiernymi do nazwisk wpisanych w oficjalne plakaty. Za ponad 60 euro z miejsca odnajdzie się kilka innych Techno-adresów, gdzie taka kwota jest na miejscu.

Bezpieczeństwo na plus

Komenda Główna powinna zafundować paru swoim kolegom „z góry” wyjazd do Dortmundu, by poznali i wykuli na pamięć kompletnie inną filozofię bezpieczeństwa, niż tego, które widzimy co roku pod Spodkiem. Kiedy u nas w ciągu jednej listopadowej zaczyna się gonienie rocznych statystyk, w Westfallenhallen nie uświadczymy kordonów z psami. Praca służb porządkowych jest na tyle dyskretna, że z napisem „polizei” można było nie zetknąć się przez całą noc. Jeśli patrole, to wyłącznie medyków regularnie robiących rundę po floorach. Można? Można.

Tekst: Tomasz Mielczarek

MAYDAY „Making Friends” 2015 / Official Aftermovie
MAYDAY 2015 Dortmund Westfalenhallen

Dr. Motte – Live at Mayday (Twenty Dome stage), Dortmund 2015

Rotterdam Terror Corps live MayDay 2015

Mayday 2015 Felix Kröcher




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →