Felieton: 'Przybądźmy tłumnie na Schulza!’
Kokosz: Na FTB.pl nie pisałem wiele lat. Powrót na łamy portalu to trochę jak powrót do domu z bardzo dalekiej podróży. Gdy teraz o tym myślę, to faktycznie musiała być długa, gdyż kiedy publikowany był mój ostatni artykuł, to Facebook był jeszcze w powijakach. Czuję się stary! Ale nie na tyle stary, by rezygnować ze swoich pasji, a Ci, którzy mnie znają wiedzą, że zarówno trance jak i progressive trance zawsze były dla mniej najważniejszymi gatunkami muzycznymi.
I być może jestem dziś jako trancedinozaur, który ostatnim tchnieniem walczy o nadrzędność tej muzyki od popularnych i komercyjnych kup EDM, w którym tonie dzisiejsza młodzież, ale mam to gdzieś! Najwyżej zostanę ostatnim sprawiedliwym walczącym o to co słuszne, prawe i sprawiedliwe. W czasach kiedy Armin Van Buuren traci w moich oczach resztki szacunku, gdy po latach dezercji Tiesto wpada na podobny pomysł, jedynie Markus Schulz walecznie broni ostatniego bastionu prawdziwego brzmienia trance i progressive.
Nie jest więc niespodzianką, że w dyskusji zabieram głos dziś. Kilka tygodni po czeskim festiwalu Transmission i w przededniu wielkiego powrotu Markusa Schulza do Polski. Tym razem nie za sprawą – daj Boże szansę na powrót w jakiejkolwiek formie – MSM Events – a ekipy od Euforia Festival, która po latach wyczerpywania swojej niszy z kozackim przytupem wskakuje już nawet nie do pierwszej ligi, a extra ligi polskich eventów muzyki klubowej i elektronicznej organizując teraz muzyczną ucztę z Schulzem jako headlinerem, a w wakacje z Paulem Van Dykiem.
Ale nie o Tranceformations będzie ten felieton. Będzie o Transmission. Ja wiem i rozumiem, że Polska to mimo wszystko zaścianek Europy i daleko nam bardzo do jakości festiwali na całym świecie. Daleko nam nawet do holenderskich, czy praskich eventów. Nawet flagowy Sunrise Festival na przestrzeni ostatnich lat stracił część swojej magii zapominając o swojej esencji i ślepo galopując za Tomorrowlandami i innymi Ultrami. Na Transmission byłem pierwszy raz, ale od kilku lat słyszałem od wszystkich, że nic co widziałem w Polsce nie może nawet być porównywane z tym co dzieje się w O2 Arena w czeskiej Pradze. I faktycznie. Widziałem wiele. W Polsce. Kiedy jednak Transmission się skończyło miałem wrażenie, że największe polskie eventy, z których dotąd byłem dumny, były jak tania garmażerka na dworcu w Tczewie (nie ujmując nic pięknemu miastu Tczew).
Transmission było ucztą dla miłośników muzyki trance. Zarówno tej szybkiej, upliftowej, jak i klasycznej, czy progresywnej. Wszystko było na swoim miejscu. Nowości, przeplecione z klasykami. Każdy z artystów przygotował się jak umiał najlepiej i mimo, że nie wszystkie sety porwały to zabawa była przednia. Jasne, że od tak sztuczne pompowanych marketingowo dji jak Andrew Reyel wymagałem ciut więcej niż krzyżówki wiejskich potupajek z klasykami znanymi z In Search of Sunrise Tiesto. Po Aly & Fila również liczyłem na więcej niż bezpłciowy, pływający set. Natomiast to co zrobili MarLo i Markus Schulz po prostu rozwaliło mózgi.
Nie będę dziś, tygodnie po evencie, wypluwał z siebie peonów o muzycznych ucztach bo wszystkie sety są już dostępne na profilu youtube Transmission i można zdalnie samemu to wszystko przeżyć, albo po prostu skutecznie się podkręcić przed sobotnim Tranceformations na sowitym melanżu klasy before lub after.
I być może jaram się jak młodociany szczyl, który był pierwszy raz na evencie, ale właśnie takie emocje wzbudziło we mnie Transmission. Zdaję sobie sprawę, że daleka przed nami – Polakami – jeszcze droga by tę jakość czystości dźwięku osiągnąć w Polsce. Być może po prostu nikomu się to nie opłaca i dlatego często eventy robione są po najniższej z możliwych linii oporu. I o ile do dotychczasowych baronów festiwali mieć o to pretensji już nie można, o tyle jest nadzieja, że agresywnie wkraczająca w 2016 roku agencja odpowiedzialna za Euforia Festival dobrze namiesza na rynku i wprowadzi nowe standardy.
Oby. Mam taką wielką nadzieję i apel jednocześnie. Przybądźmy tłumnie. Na Schulza. Ja wiem, że z pewnością nie mamy co liczyć na World Tour jak to było na pamiętnym Godskitchen, ale może jednak… Miło by było przeżyć raz jeszcze te dreszcze, kiedy kilka tygodni po evencie w Global DJ Broadcast Schulz odpala nagrany podczas występu live set. Byłoby epicko.
A czego możemy spodziewać się po samym secie? W listopadzie miałem nadzieję i byłem niemalże pewny, że dostaniemy w 80% powtórkę z Transmission. I to byłoby świetne. Z drugiej jednak strony przez te tygodni w setach Markusa dużo się zmieniło… co też jest zaskakujące, bo tego rodzaju dynamika rozwoju nie jest do niego podobna. Te zmiany, być może spowodowane też końcówką prac nad nowym albumem sprawią, że Wrocław znów zaskoczy cały glob i Schulz zaserwuje nam muzyczne niszczyciele kalibru Johnny The Fox, którym zmiótł wszystkich podczas jednego z ostatnich występów we Wrocławiu.
Tego nam wszystkim sobie życzę.
Na to liczę.
I tym felietonem zapraszam jednocześnie w najbliższą środę na FTB.pl, gdzie przeczytacie moją relację z Tranceformations.
______________________________________________________________________
WIĘCEJ O IMPEZIE: