Ludzie, co z Wami?! DJ W w wywiadzie przed Back & Forth!
’No i to marudzenie na wszystko. Bo „piwo było za słabe”, bo „zapiekanka za zimna”, bo „ochroniarz niemiły, a szatniarka nie miała wydać”. Ludzie, co z Wami?! Kiedyś sam fakt, że udało się wejść na imprezę, przysparzał tyle radości, że nikomu do głowy nie przychodziło, żeby marudzić. Pamiętam, jak miałem 15-16 lat, kolega, z którym staliśmy razem w kolejce na balety, złamał mi niechcący nos. Krew się leje, twarz spuchnięta. Zgadnijcie co wybrałem: pogotowie czy imprezę?’ – to słowa DJ-a W, który już w sobotę przypomni zestaw klasyków w Arena Toruń, sprawdźcie cały wywiad przeprowadzony przez Piotra 'Z Dobrej Woli’ Dobrowolskiego!
Czy śpiewasz sobie czasami pod nosem: „30 lat minęło jak jeden dzień”? W końcu już od trzech dekad trwa Twoja przygoda z muzyką.
DJ W: Może właśnie dlatego trwa tak długo, że nie śpiewam, i rzadko używam mikrofonu 😉
Jak opisałbyś początek swojej kariery? Czy jakikolwiek utwór, artysta, lub inny element z zewnątrz miały wpływ na to, że postanowiłeś zostać DJ’em, a następnie producentem?
DJ W: Rodzice mówią, że od zawsze lubiłem muzykę i że to właśnie po nich odziedziczyłem poczucie rytmu, więc jako pierwsza zadziałała genetyka. Potem była fascynacja rockiem, a następnie elektroniką, głównie Jean-Michel Jarre’m i Kraftwerkiem. O moich inspiracjach mógłbym opowiadać tak długo, że musiałbym chyba napisać książkę, aby wspomnieć o wszystkich.
Końcówka lat 80. i początek 90. w Polsce były pod wieloma względami, nazwijmy to: osobliwe. Jak z Twojej perspektywy wyglądał rozwój muzyki i społeczności w naszym kraju w czasach transformacji ustrojowej w naszym kraju?
DJ W: Jeśli były to czasy „osobliwe”, to jak najbardziej w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Królowała wtedy spontaniczność i radość. W teorii, ludzie chodzą na imprezy z dwóch powodów: aby posłuchać muzyki, której nie mają szans usłyszeć nigdzie indziej i aby spotkać się z przyjaciółmi. Za tamtych „starych czasów” rzeczywiście tak było, bo nie było internetu. Cudem i wyrzeczeniami zdobywało się płyty, i to, co się miało w ‚kejsie’, było niejako wizytówką danego DJ’a; tego chciała słuchać wiara, więc pojawiała się na imprezach, na których grałeś. Teraz – w dobie Shazam’a i muzyki „z neta” – każdy może być DJ’em, prawie lub całkowicie za darmo. I w zasadzie – prawie każdy jest… Ale nie to jest główny problem. Dziś możesz mieć imprezę z najlepszymi DJ’ami z całego świata, nie wychodząc z domu. W ten sposób całkowicie zniknął jeden z podstawowych czynników chodzenia do klubów, o których pisałem wcześniej. No i to marudzenie na wszystko. Bo „piwo było za słabe”, bo „zapiekanka za zimna”, bo „ochroniarz niemiły, a szatniarka nie miała wydać”. Ludzie, co z Wami?! Kiedyś sam fakt, że udało się wejść na imprezę, przysparzał tyle radości, że nikomu do głowy nie przychodziło, żeby marudzić. Pamiętam, jak miałem 15-16 lat, kolega, z którym staliśmy razem w kolejce na balety, złamał mi niechcący nos. Krew się leje, twarz spuchnięta. Zgadnijcie co wybrałem: pogotowie czy imprezę?
Czy w tym temacie – myślę o kulturze klubowej – zaszły zmiany, z których jesteś szczególnie zadowolony? Myślę, że to pytanie kieruję we właściwą stronę, zwłaszcza, ze jesteś rezydentem dwóch klubów: LUZZTRO w Warszawie i Queen w Płocku.
DJ W: Odnoszę wrażenie, że szala na której stoją CHŁAM i MUZYKA, zaczęła się w ostatnich latach przechylać we właściwą stronę. Choć wszechobecny pieniądz nadal będzie kierował rynkiem i gustami, ale zawsze tak było, i zawsze mnie to niesamowicie wqrw…o.
Na Twojej stronie internetowej możemy przeczytać motto: „Żeby być dobrym DJ’em, trzeba być dobrym człowiekiem”. Jak rozumiesz te słowa?
DJ W: Nie ma w tym zdaniu ukrytych znaczeń. Bądź otwarty, uśmiechnięty, nie wywyższaj się, pomagaj. Uważam że to ważniejsze od np. techniki miksowania.
Dla wielu osób jesteś znany głównie jako połowa duetu DUSS. Wraz z Sebastianem, napisaliście, że z produkcją muzyczną jest jak z wiarą w Boga: albo masz to w swoim sercu, albo nie. Pamiętasz moment, w którym wspólnie odkryliście, że pod względem muzycznym Wasze serca biją w tym samym rytmie?
DJ W: Tak, było to na pierwszej sesji, w naszym pierwszym „studio”, kiedy to powstał numer „Kursk” (wydany pod aliasem Double U and SS w 2008 roku – przyp. red.)
Który moment Waszej dotychczasowej wspólnej drogi uważasz za ten, z którego jesteś najbardziej dumny? Utwór, występ, inny sukces?
DJ W: Występ DUSS’ów na imprezie COCOON w Londynie, razem ze Svenem Väthem, Jorisem Voornem i Mathew Jonsonem. Sama biba i wszystko, co z nią związane, było po prostu epickie. Oczywiście mile wspominam też wszystkie występy na Sunrise Festival, Sensation White, Mayday… Trochę się tego nazbierało.
Czy w Twoim życiu istnieje coś takiego jak „czas wolny od muzyki”? Jeśli tak, na co go poświęcasz? Czy masz pasję lub zainteresowania, które mogłyby zaskoczyć ludzi nie znających Cię bliżej?
DJ W: Uwielbiam gotować, szczególnie dla mojej kobiety i trójki dzieci.
Dla wszystkich, którzy 14 października pojawią się w hali Arena Toruń na Back & Forth 3.0, przygotujesz wyjątkowy „Classics Set”. Czy już teraz możemy spodziewać się konkretnych produkcji z historii techno i house? Czy masz ulubionego klasyka, bez którego nie wyobrażasz sobie swoich występów?
DJ W: Jedną z takich ulubionych klasycznych melodii jest „Free” od Ultra Nate, ale raczej nie zagram tego utworu w Toruniu, choć nad samym setem na tę imprezę jeszcze się jakoś specjalnie nie zastanawiałem, robię to zwykle na dzień przed imprezą.
Na sam koniec: czy możesz zdradzić choćby kilka szczegółów na temat planów związanych z Tobą oraz duetem DUSS na najbliższe miesiące?
DJ W: W tym roku mieliśmy lekki zastój spowodowany różnymi czynnikami, ale nadrobimy to w 2018. Mamy już daty wydań kilku EP’ek, między innymi kawałków, które zostały bardzo dobrze przyjęte na Electrocity.
Rozmawiał: Piotr 'Z Dobrej Woli’ Dobrowolski.
WLOTKI NA IMPREZĘ: