News

40-letni DJ opowiada o swoich początkach

Danny’emu Howells stuknęła w zeszłym roku czterdziestka i choć nie jest najstarszym z DJ-ów w branży, sporo widział i wspomnienia jego nie zaczynają się od opowieści, jak to kilka lat temu był w jakimś klubie, usłyszał dubstep i wkręcił się w DJ-ing. Wieloletnie oddanie graniu zdaje się znajdować potwierdzenie w jego zamiłowaniu do dziesięciogodzinnych setów, szeregu kompilacji, dzięki którym zdobył uznanie sceny klubowej. 

I choć na karku ma czterdzieści wiosen, nie zostaje z tyłu w trendach muzycznych. ALe królowało na parkietach w czasach, gdy on sam nie stawał za konsoletą?

Skrufff: Jaka była pierwsza płyta, którą kupiłeś?

Pierwszą, którą pamiętam była „Somebody To Love”, Queen.
Moja niania zabrała mnie do sklepu z płytami, bym mógł ją kupić.
Miałem wcześniej płyty, które od kogoś dostałem, ale były to
rzeczy jak „Laughing Gnome” (David Bowie), czy „Brzydkie
Kaczątko” Mike’a Reid. Bardzo eklektycznie.

Czy kiedykolwiek podążałeś za jakimiś konkretnymi ruchami w
muzyce, przed muzyką klubową?

Moją pierwszą obsesją był za nastolatka Bowie, ale nigdy nie
tleniłem swoich włosów, ani nie przechowywałem moczu w lodówce.
Byłem wielkim fanem Cure i stałem się półgotem – nie mogłem
jednak pójść na całość, jako że bardzo podobał mi się Prince
i łatwiej było mi wszywać w spodnie kwiaty niż prostować sobie
włosy. W pewnym sensie odszedłem od Prince’a, gdy zrobił
soundtrack do filmu „Batman”, a moi rodzice zaczęli go
akceptować.

Jak i dlaczego zająłeś się muzyką klubową? Jak dobrze
pamiętasz swój pierwszy rave? Doświadczenie klubu nocnego?

Jako dziecko byłem bardzo wkręcony w disco i w latach
osiemdziesiątych zafascynowany miksami „extended”, które były
na wszystkich winylach. Uwielbiałem labele jak ZZT – artyści tacy
jak Propaganda byli dla mnie muzyką klubową Nie pamiętam swojej
pierwszej imprezy dokładnie, choć spędzałem każdy weekend w The
Crypt w Hastings, gdzie w każdą „dance night” można było
usłyszeć pół godziny acid house’u, po którym lecieli George
Michael i Luther Vandross, w ramach wolnych tańców [oryginał
„erection section”].

Jak bardzo identyfikujesz się z muzyką, którą robisz teraz i
jak dużo znajdujesz ludzi, z którymi się przyjaźnisz i lubią tę
samą muzykę?

Muszę się identyfikować z muzyką, którą tworzę – nie
mógłbym po prostu zacząć masowo robić popu, tylko dla książeczki
czekowej. Nie jestem pewien, jak wielu przyjaciół ma takie same
gusta jak ja – wielu z nich jest w moim wieku i tak naprawdę już
nie słuchają muzyki klubowej. Jeśli jednak, to pewnie odkopują
jakieś stare kompilacje Cream z początku lat dziewięćdziesiątych.

wywiad przeprowadził Jonty Skruff http://skrufff.com/




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →