News

3 lata temu byliśmy na 'Armin Only: Embrace’ w Gdańsku: nasza relacja!

Po kilku latach lepszych i gorszych imprez, które odbywały się na naszej ojczystej ziemi, postanowiłem znów porwać się do napisania relacji z eventu, na który czekałem lekko ponad pięć lat! Jako wieloletni fan Armina Van Buurena nie darowałbym sobie, gdybym nie pojawił się w Gdańsku na tegorocznym projekcie Armin Only.



Gdy w lutym 2011 roku opuszczałem Poznański kompleks MTP, wiedziałem, że AO ponownie, zbyt szybko nie pojawi się w naszym kraju. Miałem rację… Holender ze swoim tournee przyjechał do nas dopiero teraz, ale za to z jak wielkim rozmachem! Cenię sobie Armina za wiele rzeczy. Jest przede wszystkim osobą, dzięki której wkroczyłem w świat muzyki elektronicznej, ale także człowiekiem, którego doceniać można przede wszystkim za niesamowity kontakt z publicznością. Nieważne, czy gra na kameralnej, klubowej imprezie, czy największych festiwalach na świecie, daje z siebie naprawdę dużo i za to jest kochany przez swoich fanów, którzy za nim podążają choćby na drugi koniec naszego globu. Jego energia i zaangażowanie pokazują, że naprawdę kocha to, co robi i zawsze jest w 100% gotowy, żeby w swoich setach i perfekcyjnie przygotowanym show oddać nam całego siebie.

Na początku tego roku mieliśmy zaszczyt dowiedzieć się, że Armin Only ponownie powróci do Polski. Pierwsze kilka tysięcy biletów rozeszło się w mgnieniu oka. Ponownie była to dla nas swego rodzaju okazja, by powrócić do czasów, kiedy padały serwery i ftb.pl mogło zanotować rekordową ilość zalogowanych użytkowników w jednym czasie.

Bilety w przeciągu kilkunastu dni sprzedawały się wyśmienicie, mimo tego, przyznam szczerze, że miałem obawy, czy ta impreza odbędzie się bez przeszkód. Za obiekt organizatorzy wybrali sobie Gdańską Ergo Arenę i dziś wiem, że był to strzał w dziesiątkę. Nowoczesna, w pełni klimatyzowana Arena, która do użytku oddana została już w 2010 roku dopiero teraz miała zaszczyt gościć tylu fanów elektronicznych brzmień.

Po długiej podróży w doborowym towarzystwie a wcześniej wizycie w Gdańskiej galerii na spotkaniu z głównym artystą tej nocy, oraz wylegiwaniu się na plaży, przybyłem na miejsce imprezy. W środku pojawiłem się tuż po godzinie dwudziestej. Wejście przebiegło szybko i sprawnie, a większych kolejek nie uświadczyłem. Na zewnątrz hali ucieszyła mnie scena Numarka, która świetnie nastrajała wszystkich przed głównym wydarzeniem. Tuż po wejściu do środka, dużym minusem było oczekiwanie do godziny 22 na otwarcie głównych drzwi i wpuszczenia osób na parkiet. Spowodowało to ścisk w środku i prawie dwugodzinne czekanie pod przysłowiową ścianą.

Po wejściu na Arenę naszym oczom ukazała się ogromna scena, a oprócz niej rozciągnięty na pół hali „język”, po którym podczas głównego show poruszali się wszyscy wokaliści i tancerze, a także wielokrotnie sam Armin. Po bokach sceny znajdował się cały arsenał świateł i pirotechniki. W kilku miejscach hali zawisło sprawdzone już nagłośnienie L’Acoustics, które przez większość imprezy zdało egzamin. Zawiodło nieco na końcowym, specjalnym secie przygotowanym przez Holendra, ale o tym później.

O godzinie 22 wsłuchiwać mogliśmy się w „Club Embrace”, czyli specjalnego 90-minutowego seta, w którym udało się rozpoznać kilka starszych kawałków. Napięcie rosło minuty na minutę, a klubowiczów na parkiecie wciąż przybywało. Nie sposób nie wspomnieć tutaj o jedynym, ale zarazem największym minusie tej sobotniej nocy. Po jakimś czasie, wszystkie drzwi do zejścia na dance floor zostały zamknięte i osoby, które specjalnie w tym celu zakupiły droższy bilet, mogły poruszać się jedynie po trybunach. Złość klubowiczów widać było na każdym kroku, kłótnie i krzyki nie nastrajały dobrze, a wiele osób czuło się po prostu oszukanych przez organizatora. Po godzinie 23 wszystko na szczęście zostało wyjaśnione, wszystkie drzwi zostały otwarte, a ja słysząc z głośników, że główne show rozpocznie się już niebawem, z niecierpliwością oczekiwałem na to, czego doświadczę dzisiejszej nocy.

Armin zaczął tytułowym kawałkiem ze swojej nowej płyty „Embrace”. Kiedy Erick rozpoczął grać na trąbce całą halę ogarnęła euforia, a ja patrząc na wypełnioną po brzegi Gdańską Arenę, nie mogłem uwierzyć, że jestem na polskim evencie.

Perkusja, do rytmu której wszyscy klaskali, wspaniali tancerze, rozciągnięte na boki czerwone płachty, ogromna ilość pirotechniki i serpentyny, to wszystko sprawiło, że początek Armin Only Polska zapamiętam na długo! Na scenie rozświetliło się wielkie „A”, a Holender wyskoczył za konsoletę w pełni szczęścia. Polscy klubowicze jak zwykle nie zawiedli i swoją euforią pokazali, jak bardzo czekali na powrót do naszego kraju jednego z najpopularniejszych DJ-ów na świecie.

Armin van Buuren – Embrace & Another You / Intro @ Armin Only Poland 2016 / 4K

Po głównym intro, na scenie pojawił się Mr. Probz i zaszczycił nas swoim wokalem „Another You”.  Wokalista śpiewał w towarzystwie świetnych tancerek i tancerzy, a w tle leciały trójwymiarowe wizualizacje. Wszystko zostało przygotowane dokładnie tak samo, jak na światowej premierze Armin Only, która odbyła się tydzień wcześniej w Amsterdamie. Słuchając wielokrotnie nowej płyty Armina i obserwując, co teraz grywa w swoich setach, wiedziałem, że nie ma szans, by na imprezie gościł czysty trance. Big roomowe rytmy, z wymieszanymi wokalami i mocniejszymi kickami to coś, co teraz świetnie sprzedaje się na całym świecie i także na show z jego udziałem, przyciąga tysiące osób. Wiedziałem jednak, że ta edycja Armin Only będzie imprezą z wielkim uderzeniem i z takim też nastawieniem wybrałem się do Gdańska. Kolejny z kawałków, który dosłownie zmiótł mnie z powierzchni to „Arcade” Dimitri Vegas & Like Mike & W&W, który doskonale pamiętam z zeszłorocznej edycji Tomorrowland. Ten parkietowy killer wielokrotnie porywał publikę zeszłego lata na wszystkich znanych mi festiwalach.

Czytałem wiele narzekań, że to już nie ten sam Armin, co kiedyś, że to nie była trance’owa impreza, i trudno się z tym nie zgodzić, ale z drugiej strony – kiedy oglądam filmy z Ergo Areny, to widać wyraźnie, że cała hala bawiła się w najlepsze, a niezadowolonych osób było jak na lekarstwo.

Całe show odbyło się w nieco odmiennej formie niż dotychczasowe imprezy, na których miałem okazję słyszeć Holendra. A ten o dziwo miał jeszcze lepszy kontakt z publiką niż kiedykolwiek. Nie było jak to zawsze bywa, pięciogodzinnego, zmiksowanego seta. Były kawałki z nowej płyty, zmieszane z wokalami na żywo, przeplatane starszymi klasykami, a nawet Armin wielokrotnie wychodzący do ludzi i często przerywający całe show i udzielający się przez mikrofon.

Z każdym kolejnym kawałkiem ta noc była coraz to lepsza. Moja uwagę przykuł genialny wokal, który pojawił się na głównym ekranie: „Love from pain… Hope from hate… Life from rain…” Widać było, że całe widowisko zaplanowane było co do minuty. Tam nic nie działo się przez przypadek, a na samym początku imprezy Armin przedstawił dosłownie trzy osoby z zespołu Alda Events, które siedząc za reżyserką odpowiedzialne były za całe to zamieszanie. Jak się później okazało, te trzy osoby w zupełności wystarczyły, by stworzyć imprezę idealną.

W połowie całego show mieliśmy okazję doświadczyć kontrolowanej 'awarii imprezy’.

Wszystkie światła zwariowały, na ekranach pojawił się niebieski ekran błędu a muzyka przestała grać. Krzyki tłumu i miny niezadowolenia widać i słychać było na każdym kroku. Większość pomyślała, że to kolejna wpadka na polskim evencie i że być może zabrakło prądu. Jednak tak naprawdę cały pomysł „The Test” okazał się czymś niesamowitym – nawet jeśli ktoś znał już ten motyw z holenderskiej edycji AO. Test świateł, dźwięku i kolejno wszystkiego, co zawisło w Gdańskiej Arenie wprawił każdego w osłupienie. Dla mnie był to z pewnością jeden z lepszych momentów, którego doświadczyłem w całej mojej eventowej karierze.

Armin van Buuren @ Armin Only Gdańsk 14.05.2016 (System Test) 60fps

Kolejno pojawił się wokal „Feel My Heart” amerykańskiej wokalisty Betsie Larkin i ponadczasowe już „Adagio For Strings” w wersji z trąbką, ponownie w wykonaniu Erica. Obejrzyjcie filmy i zobaczcie te falujące morze, świetnie bawiących się klubowiczów. W takich chwilach, w tę minioną sobotnią noc czułem się jakbym był na jakiś fenomenalnym zagranicznym evencie! No po prostu poezja…

Z kolejnym wokalem ponownie na scenie pojawił się trzydziestodwuletni wokalista Mr. Probz prezentując nam swoje autorskie „Waves”. Jeśli chodzi o dobór tracków, to z pewnością ta noc była zaskakująca, a miejscami powiedziałbym nawet, nieco dziwna. Z pewnością nikt nie spodziewał się usłyszeć czegoś z repertuaru raperów Dr. Dre i Snoop Dogga, a jednak! Na pewno znalazłoby się kilka osób, którym niespecjalnie przypadło to do gustu.

Muszę Wam przyznać, że parkietu czy trybun nie opuściłem tej nocy ani na chwilę! Armin zaskakiwał z każdym kolejnym kawałkiem i z pewnością żałowałbym, gdybym tylko przegapił jeden z tych wyjątkowych, na które z utęsknieniem czekałem.

Nie zapomnę uderzenia, którego doświadczyłem dzięki „Embargo”, czyli kolejnej produkcji z autorskiej płyty. Wszystkie stroboskopy i światła miażdżyły w każdym tego słowa znaczeniu. Po mocniejszych brzmieniach, na scenie znów pojawili się tancerze prezentujący swoje skomplikowane układy taneczne, również na drabinie. Znów przyszedł czas na odpoczynek przy spokojnym wokalu „This Light Beetwen Us”. Holender świetnie przygotował się do sobotniego show i gdy tylko łapaliśmy oddech, to po chwili serwował nam prawdziwe trzęsienie ziemi. Dwa najlepsze, idealnie podkreślające to kawałki to:  „Your House Is Mine”, który sam Armin stworzył z duetem Panów z W&W, oraz „We Come One” Faithless. Temu drugiemu towarzyszyła niesamowita gra świateł, na którą z niecierpliwością czekałem, oglądając wcześniejsze występy z innych wielkich eventów z udziałem Armina.

Z wielką radością przyznać muszę, że technika świetlna była jednym z najmocniejszych elementów sobotniej nocy. Wszystko idealnie zgrane ze sobą, dzięki czemu, każdy kawałek płynący z głośników przeżywałem razem z artystą. Brakowało mi zawsze na polskich eventach takiego właśnie idealnego zgrania świateł z muzyką, dlatego powtórzę raz jeszcze – cały czas czułem się jakbym był na zagranicznej imprezie!

Czas mijał mi niewyobrażalnie szybko, ścisk na hali najbardziej odczuć można było jak to zazwyczaj bywa, pod samą właśnie sceną. A z tej Armin zeskoczył kilka minut po godzinie drugiej, pojawiając się na drugim końcu z zaproszeniem nas do „Back To School”. Wizualizacja z kasetą magnetofonową genialne odwzorowała to, czego mogliśmy spodziewać się lada moment. Z góry wyjechała, wielka, dyskotekowa kula, a z głośników poleciały starsze kawałki, rodem z imprez, na których ze względu na mój młody wiek, nie dane mi było być.

Po kilku spokojniejszych produkcjach wszyscy w wielkiej euforii przyjęli kolejny klasyk, czyli znaną wszystkim, nieśmiertelną produkcję „Exploration of Space”. Dobrze pamiętam, jak pięknie brzmiało to w roku 2011 na terenie poznańskich targów – tym razem było jeszcze lepiej, miałem wrażenie, że cały Gdańsk dosłownie odleciał w powietrze. O tym by stać w miejscu nie było nawet mowy. Każdy szalał w najlepsze, a Armina zarzucił nam kolejny sztos w postaci tegorocznego hymnu ASOT’a, prosto z rąk Brytyjczyka Ben Golda, który zatrząsł solidnie całą Ergo Areną.

Podejrzewam, że tak jak u mnie, u Was również uśmiech z twarzy podczas tamtej nocy nie zniknął nawet na chwilę. To była jedna z tych nocy, kiedy nie było czasu, na wychodzenie i rozmowy z przyjaciółmi czy relaksowanie się przy strefie gastronomicznej. Armin Only na polskiej ziemi w roku 2016 było po prostu wielkim szaleństwem, ciągłą zabawą i wspaniałą, niezapomnianą pięciogodzinną podróżą z holenderskim DJ-em w roli kapitana!

Pod koniec imprezy świetnie sprawdziły się kawałki Hardwella „Countdown”, oraz  „Follow me” w remixie Psyburst. Ten drugi to produkcja z roku ’97, która po prawie 2 dekadach okazuje się wciąż robiącym wrażenie, prawdziwym parkietowym killerem.  Wspomnieć też muszę o dość ciekawym stole, przy którym grała nasza gwiazda wieczoru. Zbudowany był tak, że przez cały czas trwania imprezy widać było jak Holender, a raczej jego nogi, bawią się razem z nami. DJ-ka opleciona była też ledowymi światłami i jej wystrój zmieniał się wraz z wystrojem całej sceny. Na zakończenie usłyszeliśmy „This Is What It Feels Kike”, podczas którego na głównym telebimie pojawiły się wszystko imiona wybrane spośród tysięcy wysłanych wcześniej na profil Armin Only.

…LOOKING FOR YOUR NAME…

Armin jak to zawsze bywa, wyszedł do nas ze wszystkimi artystami i podziękował za wspaniałą i wyjątkową noc… Najlepsze, co jednak czekało na nas na końcu, to 'Vinyl Set’, dla którego przyznam szczerze, w wykonaniu samego Armina van Buurena, pojechałbym choćby i na koniec świata.



Ten zgrzyt…  trzask… i moment położenia igły na czarnym krążku, to dla starych wyjadaczy prawdziwa magia i wyjątkowa chwila. O godzinie 3:30 narodziłem się na nowo i ponownie pełny sił, chłonąłem każdy kawałek miksowany przez mojego idola. A zaczął on wyśmienicie, od „Universal Nation”, by kolejno zaserwować nam 'Tune of the year 2015′ czyli „Anaherę”, czy choćby nieśmiertelnego już „Tuvana” swojego autorstwa, na którym nie sposób było nie uronić choćby jednej łzy. 

Przez cały czas trwania winyl seta, Armin podpisywał koszulki, flagi, płyty i wszystko to, co pod nos podsunęli mu jego najwięksi fani. Zmieniając czarne krążki, co rusz zaskakiwał mnie genialnym produkcjami. Pojawiło się „The Legacy”, jeden z moich ulubionych starych sztosów, sięgający aż 2003 roku. W komentarzach pojawiły się opinie, że całą tę imprezę uratował właśnie winyl set. Nie mogę się z tym zgodzić, bo osobiście miałem wrażenie, że wyśmienicie było przez cały czas. A to, że Armin przez cztery godziny nie grał wyłącznie starych kawałków, tylko poszedł w mocniejsze brzmienia, również big roomowe? Obserwując reakcje tysięcy osób na parkiecie stwierdzałem, że było to skuteczne zagranie. Mocniejsza muzyka zdecydowanie lepiej sprzedaje się na największych światowych festiwalach i porusza publiką znacznie lepiej niż starsze, klasyczne brzmienia.

Do kolekcji kawałków granych podczas tej półtora godzinnej podróży dołączyły również „Brute” i „Loops and things”. Oglądając winyl seta z holenderskiej edycji Armin Only wiedziałem, że na końcówce tej imprezy na pewno się nie zawiodę. Moje dwie ulubione perełki na zakończenie były jak spełnienie najskrytszych marzeń, a z pewnością jak miód na moje uszy. „Serenity” i „Carte Blanche” to produkcje, którymi Armin w sobotnią noc skradł moje serce.

Skakałem tak wysoko, jakbym dopiero co przyszedł na ten event! Ze zdziwieniem obserwowałem klubowiczów, którzy w połowie tego specjalnie przygotowanego seta opuszczają Gdańską Ergo Arenę…

To niestety świadczy o tym, że większość dzisiejszych odbiorców tego typu imprez interesują jedynie mocne, bassowe kicki i bardziej komercyjna muzyka. Niekoniecznie klasyczne melodie i brzmienia, za którymi ja osobiście tak bardzo tęskniłem. Przyznam szczerze i bez bicia, że jako stary wyjadacz najchętniej zamieniłbym całą tę imprezę i całe to wspaniałe show na  pięciogodzinny winyl set z Arminem i podróż w starsze, klasyczne i unoszące klimaty. Dla mnie mógłby on grać choćby i na kolanie, przy zgaszonej scenie, a i tak bawiłbym się jak nigdy wcześniej. Jedyne, co zawiodło przez ostatnie 90 minut, to zdecydowanie nagłośnienie. Odsłuch z winyli był zupełnie inny niż z klasycznych playerów, co niestety odbiło się na zbyt przesterowanym basie i miejscami dziwnym dźwięku. Przymykając oko na tę drobnostkę, dziękuje Ci Armin, że dzięki Tobie, mogłem, choć na chwilę powrócić do dawnych lat i tych wszystkich klasyków, których w dobie dzisiejszych „hitów” tak bardzo mi brakuje.

Armin Only Embrace Gdańsk 2016
Armin Only Embrace Gdańsk 2016

Czy trzecia Polska edycja Armin Only była udana? Czy warto było jechać do Gdańska? Czego brakowało w tę sobotnią noc? Podróżuję za tą muzyką już prawie dekadę, byłem na wielu polskich imprezach, ale miałem też przyjemność oglądać kilka zagranicznych produkcji, w tym choćby największe i niepokonane belgijskie Tomorrowland. Zebrane doświadczenia pozwalają mi spojrzeć na tą imprezę nieco inaczej niż zwykle.

Wiem na pewno, że Armin Only to wydarzenie, z którym podpisałem dożywotni kontrakt i czego, jak czego, ale kolejnego, takiego wydarzenia z Arminem w roli głównej, w przyszłości z pewnością nie przegapię.

Bez koloryzowania napiszę tylko, że Ci, co nie pojechali, naprawdę mają czego żałować! Na forum pojawiło się mnóstwo narzekania, że muzyka już nie taka, że Armin już dawno nie jest już tym samym artystą sprzed lat. Byłem na Polskiej edycji zarówno w 2008, jak i w 2011 roku i wiem, że teraz tak samo jak wtedy, Holender sprawił, że czas znów się zatrzymał. Dzięki niemu, znów żyję nadzieją, że do polski wrócą imprezy sprzed kilku ładnych lat. A ta pokazała, że można przyciągnąć tyle osób, by bez problemu zapełnić po sufit tak ogromną halę! Zoty medal z pewnością należy się ekipie z Aldy Events, dzięki której oglądaliśmy show na niesamowicie wysokim poziomie.

Kiedyś podniecaliśmy się światowym sukcesem Armina, teraz niektórzy wieszają na nim psy za to, że poszedł w stronę big roomów. Nie możemy narzekać, że w ostatni weekend w Gdańsku nie grał czystego trance’u – przecież jego styl zmienił się już dobre kilka temu i podąża on teraz w zupełnie innym kierunku. Od dawna jednak wiem, że najbardziej liczy się dla niego to, czego doświadczyliśmy w sobotę – perfekcyjnie przygotowane, momentami naprawdę powalające show i szczery kontakt z publiką.

Na pewno nie dołączę do grona narzekających na muzykę, bo dookoła mnie widziałem tylko i wyłącznie świetnie bawiące się i bardzo szeroko uśmiechnięte osoby. Czyż nie o to w tym wszystkim chodzi? Chyba nie znajdzie się ani jedna osoba, która nie przyzna, że w Ergo Arenie uczestniczyła w wydarzeniu wyjątkowym. Założę się też, że każdy przeżył wiele pięknych momentów, podczas których czuł się jak w innym świecie i do których będzie wracał jeszcze przez długi czas. Jeśli chodzi o mnie i kolejną polską edycję Armin Only, która niewątpliwe zakończyła się wielkim sukcesem, to na zakończenie przychodzi mi do głowy tylko jedno: 'poproszę raz jeszcze i jeszcze i jeszcze!’.

Autor: Wiktor Woźniak

Foto: Adrian Bykowski




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →