Wywiad

20 pytań do Jorisa Voorna


Istnieje wiele słów pozwalających opisać Jorisa Voorna. Użyjmy tych bezpretensjonalnych. Od jego skromnych początków w małym holenderskim miasteczku, droga do statusu supergwiazdy była bardzo przemyślana. Wielki remiks tu, dobry jakościowo singiel tam, wielbiony przez wszystkich miks na CD, świetna impreza live: jest on nie tyle legendą, co efektem ciężkiej pracy i oddania sprawie. Niemniej jednak, 2009 wydaje się rokiem, w którym wszystko eksplodowało. Jego Balance 014 już teraz uzyskała status jednej z najlepszych w serii, „Sweep The Floor” pozamiatało Ibizą, a sam Jooris zdobył wystarczająco głosów, by wskoczyć do top 10 zarówno w live actach jak i wśród DJów. Dorwaliśmy go w styczniu, by porozmawiać o wyrazach uznania dla niego, jego początkach jako DJ i dlaczego Ibiza znów stała się wiarygodna.


Czytając o Tobie w trakcie przygotowań do tego wywiadu zauważyłem, że niewiele wiadomo o Twoich początkach jako DJ. Zacząłeś w połowie lat dziewięćdziesiątych w Rotterdamie, prawda?


W zasadzie było to inne miejsce w Holandii zwane Enschede. Chodziłem tam do „akademii sztuk pięknych” i oczywiście byłem bardzo wkręcony w muzykę. Właściwie tak było od najmłodszych lat. Gdy byłem nastolatkiem wkręciłem się w indie rocka i zespoły z podziemia, ale później zacząłem słuchać nowych zespołów z UK takich jak Underworld i Orbital. Wiesz: najlepszy rodzaj szeroko pojętej muzyki elektronicznej. Bardzo inspirujące, opierać się na takiej elektronice.



Więc te materiały zbudowane jak piosenki, były dobrym przejściem między nieco bardziej dowolną strukturą muzyki elektronicznej?


Tak, ponieważ pochodzę z muzyki gitarowej. Nie licząc słuchania od czasu do czasu rzeczy w stylu Nine Inch Nails. Ale zawsze były zespoły, które robiły inne rzeczy, i jest też taki Underworld, Orbital i Chemical Brothers, którzy przenieśli wszystko dla mnie na wyższy poziom. Również wtedy Dave Clarke wypuścił swoje Archive One, które było ogromnym odkryciem dla mnie – nigdy wcześniej nie doświadczyłem tego pewnego rodzaju obciętego-do-granic-możliwości techno.


Czy w Enschede była wielka scena klubowa, czy też było to małe miejsce?


Było małe, ale miłe i intymne. Brałem tam udział w konkursie DJ-ów w zasadzie od razu jak tam przyjechałem. Musiałem mieć 19 lat czy coś około tego. Lokalny klub szukał rezydentów na noce studenckie, więc zagrałem coś z CDków, tak naprawdę wcale nie miksując. Edwin [Oosterwall], mój partner w Rejected, startował w tych samych zawodach i ostatecznie wygraliśmy obaj. Tak oto, praktycznie od razu po wprowadzeniu się do miasta, miałem gdzie grać. A musiałem się szybko uczyć, bo w sumie nie miałem pojęcia o DJce.



Od razu wiedziałeś, że łączy cię z Edwinem podobny gust muzyczny, który ostatecznie będzie świetnie działał?


Graliśmy około 96 – 97, kiedy big beat, drum’n’bass, Chemical Brothers i Daft Punk stawały się coraz bardziej popularne, więc graliśmy mieszankę wszystkich tych różnych stylistyk. Edwin był bardziej skupiony na housie – wiedział dużo o nim, o techno i co nieco o drumach. Pochodziłem z innego środowiska… To on zainspirował mnie, by słuchać nowej, kompletnie nieznanej przeze mnie muzyki, artystów jak Jeff Mills i DJów , np. Dericka Maya.


Inspirowali cię DJe przyjeżdżający do ciebie, czy jeździliście do innych miast by zobaczyć czyjeś występy?







(…) ostatnimi czasy ludzie ściągają Ableton Live, CD z samplami, w godzinę robią utwór i wysyłają go do setek DJów (…)


Niezbyt – robiliśmy wszystko na własną rękę. Mieliśmy czwartkowe noce i przychodziło mnóstwo ludzi z akademii sztuk, bo było to miasto duchów. Niewiele się dzieje, ale w czwartkową noc wszyscy chcieli się zabawić, więc spotykaliśmy się w tym klubie. Jeśli chodzi o wyjazdy – studiowałem wtedy, więc w weekendy bawiłem się głównie ze znajomymi pracując nad projektami architektonicznymi lub muzyką. Kupiłem groovebox Rolanda, więc spędzałem przy nim całe weekendy.


Był jakiś moment, gdy czułeś, że wreszcie zrobiłeś coś, co chciałeś zaprezentować światu? Chwila, w której powiedziałeś „a-ha”!


To było dużo, dużo później. Myślę, że raczej w okolicach 2000, gdy przeniosłem się do Rotterdamu. Przeprowadziłem się tam, bo chciałem kontynuować architekturę. Przez pierwszy rok nie pracowałem, po prostu znów poszedłem do szkoły. Miałem więc mnóstwo czasu i zacząłem produkować na potęgę. W sumie to nie nazwałbym tego nawet produkowaniem, były to raczej szkice. Do 2001 miałem kilka pierwszych utworów, które wydawały się brzmieć OK, ale nigdy nie miałem ciśnienia, by wysyłać cokolwiek do kogoś, zanim sam nie byłem z tego zadowolony. Sądzę, że ostatnimi czasy ludzie ściągają Ableton Live, CD z samplami, w godzinę robią utwór i wysyłają go do setek DJów na MySpace.



Wygląda więc na to, że rodzi się potrzeba kontroli jakości spowodowana chęcią powstrzymania zalewania rynku – tak jest w labelach, którymi zarządzasz.


Tak, poruszasz tu dość spory temat! Myślę, że ostatecznie, jeśli siedzisz w muzyce, powinno chodzić właśnie o muzykę, a nie ilość wydanych utworów. Nie powinno się wydawać co miesiąc dla samej potrzeby wydawania. Jeśli masz coś, co jest dobre – wypuść to. Jeśli nie masz nic przyzwoitego, skup się na innych rzeczach.


Mówiąc o labelach, album Rippertona niedługo w Green. Jak do tego doszło?


Spotkałem Rippertona jakieś trzy, cztery lata temu, chyba w Holandii. Dzień po tym musiałem lecieć do jego miasta w Szwajcarii, więc byliśmy na tym samym pokładzie – mieliśmy dużo czasu na rozmowy. „Zaiskrzyło” między nami (na kreatywnej płaszczyźnie, przyp. redakcja 🙂 ), więc zostaliśmy w kontakcie, a gdy szukał miejsca na swój album, odpowiedziałem skromnie, że jeśli kiedykolwiek rozważałby wysłanie go do mnie, byłbym bardzo zadowolony z wypuszczenia go w Green!


Wyraźnie widać, że niektóre jego fragmenty nie są skierowane na parkiety. Czy to twój osobisty wymóg, jeśli chodzi o format albumu?







(…) nigdy, przenigdy nie słucham albumów techno i housowych, bo nie sądzę, że warto poświęcać im czas (…)

Sądzę, że mój pierwszy album, From a Deep Place, miał na sobie dość parkietolubne utwory. Chodzi mi o to, że album Rippertona jest tym, co stworzył. Nie jest tak, że poprosiłem go o zrobienie konkretnego rodzaju muzyki, zrobił to, co zrobił, a ja byłem pod wielkim wrażeniem jego dzieła. Jako, że jest to album, powinno się go słuchać w domu, w samochodzie lub gdziekolwiek indziej. Osobiście, nigdy przenigdy nie słucham albumów techno i housowych, bo nie sądzę, że warto poświęcać im czas. Może brzmi to trochę surowo, ale po prostu nie lubię nawalającej stopy, gdy chcę się zrelaksować, czy coś…


Czego słuchasz w domu?


Ostatnio masę muzyki z lat 60 i 70. Soul i Jazz. Kocham kolor muzyki sprzed czasów elektronicznych, ale lubię też nową muzykę – bardzo podobała mi się zeszłoroczna płyta Moderata.



Kompilacje to zupełnie inna sprawa, ale chciałem spytać cię, czy reakcje na Balance 014 zmieniły sposób w jaki grasz? Starasz się być bardziej odważny?


Cóż, zmieniłem sposób grania jakieś dwa lata temu, gdy przesiadłem się z CDków i winyli na Traktora. Ten program prawdopodobnie najbardziej wpłynął na wszystko, razem ze sprzetem, na przykład kontrolerami, którego z nim używam. Wiesz, to prawie jak uczenie się wszystkiego od nowa. Najpierw jest to dość statyczne, bo nie musisz już zmieniać prędkości kawałków. Zmieniło to priorytety, teraz liczy się to, czy grasz odpowiednie kawałki. Szukanie ich jest kompletnie innym procesem. Przystosowywanie się do całego setupu, zajęło mi jakiś rok, może półtora, by poczuć się mega komfortowo i wycisnąć z niego jak najwięcej. Teraz, gdy mam to za sobą, nie muszę martwić się już o nic, chociaż nadal boje się, by coś nie poszło źle. Miałem pewne problemy techniczne w zeszłym roku – to naprawdę najgorsza rzecz w całym tym cyfrowym DJingu.


Czy było inaczej, gdy grałeś w inny sposób? W sensie – po prostu problemy są, ale innego rodzaju, prawda?


Cóż, problemem jest, że musisz sam przynieść cały swój sprzęt. Jesteś odpowiedzialny za wszystko, jeśli coś pójdzie nie tak. Ostatnio na przykład złamałem kabel USB, a zorientowałem się w sytuacji dopiero po, umm…, pewnych problemach przed publiką.


Ibiza była dla ciebie w 2009 całkiem dobra. Czułeś, że „Sweep the Floor” będzie tam tak wielkim hitem?


Nie, w sumie nigdy nie miałem wielkich oczekiwań wobec niczego co kiedykolwiek wypuściłem.


Nawet pomimo kilku sukcesów, nadal masz ten…


Taaa, nigdy nie wiesz. To znaczy, mogę coś lubić. Może fani to polubią, ale nigdy nie wiesz, co ludzie powiedzą.


Wygrałeś „breakthrough act” na DJ Awards na Ibizie w tym roku. Czujesz, że faktycznie był to dla ciebie rok wybicia się na wyspie?


Tak. Myślę, że zagrałem tam kilka dobrych imprez – jeśli w ogóle mogę tak powiedzieć – a to pomaga. Do Space czy Amnesii poszło tyle ludzi, że jeśli zrobiłeś tam dobry show, usłyszysz to od wielu – znajomych i nieznajomych
, więc ważne jest znalezienie tych miejscówek na wyspie, w których musisz być pewnym dobrego występu.


Nie jesteś zdziwiony? Wielu mówi o tym, jaka to Ibiza jest martwa, że liczby idą w dół – mimo to nadal wydaje się, że jeśli masz tam dobre lato, twoje akcje idą w górę.


Jak mówiłem wcześniej – może dwa lata temu – Ibiza nie była naprawdę moją działką. Ale to głównie dlatego, że nigdy tam nie byłem! Zawsze czułem, że ten cały klimat nie jest dla mnie. Sądzę, że ostatnio muzyka bardzo się zmieniła, a wraz z nią parkiety. Wielcy Dje grają dość undergroundowo – świat stanął na głowie. Lewica zamieniła się z prawicą.


Jak sądzisz, dlaczego tak się dzieje?


Dobre pytanie, bo uważam, że muzyka generalnie stała się czymś bardziej wiarygodnym. Po prostu pękła cała ta progresywna bańka sprzed kilku lat, minimalowa zresztą też, więc jest pustka do wypełnienia. Sądzę, że jest wypełniona muzyką house, tą z 2009. Minimalowcy i progowcy zaczęli to grać więc…


Uważasz się za producenta housowego?


Nie – to jedna z rzeczy, które lubię robić, ale nie jedyna. Mimo to uważam, że cały housowy vibe, cała ta fala, na pewno zadziałała dla mnie. Lubię również grać różne rzeczy, ale brak mi jakichś hymnów… Naprawdę dobrych, wyróżniających się kawałków. Sądzę, że większość rzeczy jest dobra do tego, czym jest. To często całkiem proste, ale znacie house – jest po prostu efektywny. Mogę bardzo kreatywnie bawić się nim, przy moim obecnym setupie.


Czy łapiesz się czasem na sięganiu bo te hymny?


Trochę…. Trochę… Jest po prostu dużo muzyki głębokiej, bardzo deepowej. Wiesz, tej czystej w stylu Resident Advisor. Jest tego mnóstwo! Ale jest też dużo takich praktycznych rzeczy. Ale jeśli chodzi o wyróżniające się utwory, niewiele mogę ich znaleźć.


Więc kto tworzy teraz niektóre z tych hymnów? Jest ktoś, kogo możesz wybrać?


To jest problem – nie wiem. Zawsze mam problemy z imionami. Ale byłem bardzo zadowolony wydając ostatnio singiel 360 w moim Green, bo sądzę, że to właśnie jeden z tych odstających utworów. Nie próbowałem zrobić tamtego, nie zrobić tamtego – to nie dla purystów. Działa świetnie na parkiecie, jest melodyjny, rozpoznawalny. Chciałbym słyszeć takich więcej.


Wywiad przeprowadzony przez portal Resident Advisor




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →